piątek, 27 grudnia 2013

Dziesięć.

Siedzieliśmy z Bartkiem od dwóch godzin przed telewizorem i oglądaliśmy jakieś seriale. Nagle ktoś wszedł do mieszkania. Chyba ten ktoś chciał być cicho, ale mu się nie udało.  Usłyszeliśmy spadającą z komody doniczkę i ciche narzekanie. Poszliśmy razem z Bartkiem do przedpokoju i zapaliliśmy światło.
   - Zibi ? Po to jest światło aby je zapalać, gdy jest ciemno - zauważył Kurek.
   - Chciałem tak po cichutku wejść, aby nikt mnie nie usłyszał - odpowiedział rozmasowując kolano.
   - Pokarz to - zaprowadziłam go do salonu, posadziłam na kanapie i obejrzałam kolano. Poszłam do kuchni po lód i przyłożyłam go do nogi.
   - Miałem taki dobry humor... Jakieś przemeblowanie ? Co tam robi ta komoda ?
   - Ona tam stoi od samego początku.
   - Dobra. Koniec tych smętów ! Wspominałeś, że miałeś taki dobry humor - do salonu przyszedł Bartek z herbatą.
   - A no miałem ! - wyszczerzył się i zaczął pić napój.
   - No więc ? Z jakiego powodu ? - dopytywał Bartek.
   - Aaa... No bo ... No wiecie ....
   - No nie wiemy. Weź przestań owijać w bawełnę tylko nam to powiedz !
   - No dobra. Więc ... Razem z Kamilą postanowiliśmy, że ... że zaczniemy od początku ! - cieszył się, a ja razem z nim, no a Bartek siedział i patrzył się na nas jak na debili.
   - Sorry, ale nie rozumiem ... Aaahaaa ! Czyli, że nie ma tego co było, a jest to co się zaczyna, tak ?
   - Tak Bartek. Zgadza się - uśmiechnęłam się do niego.
   - No. A Kam jutro wychodzi, więc po nią pojadę.
   - A trening ? - spytałam.
   - No proooszęęę. Wymyśl coś. Powiedz, że ... O ! No przecież uderzyłem się i boli mnie kojano...i no.....O! Zwolnienie lekarskie-powiedział uszczęśliwiony Zbyszek.
   - Zapomnij  - powiedziałam obojętnie.
   - No proszęęę ... To dla mnie bardzo ważne. Przecież mamy spędzać ze sobą najwięcej czasu. A ty stawiasz przeszkody - odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.
   - Czy to jest szantaż ?!
   - Zwał jak zwał ale ma być skuteczne....
   - Nie będę się tłumaczyć za Ciebie przed trenerem. Chcesz to sam mu to powiedz.
   - A co ty, chcesz żeby rozpętała się trzecia Wojna Światowa ? - zaśmiał się Kurek.
   - Co ? Może powiesz mi, że z trenerem się nienawidzą ?
   - Nie, nie to chciałem powiedzieć. Chodzi o to, że trener by się wkurzył, bo za niedługo gramy mecz przecież.
   - I ty przeciwko mnie . Foch. Jadę na trening  - wstał i wyszedł, ale po chwili wrócił.
   - Przecież już go mieliśmy - usiadł z powrotem na kanapie, siedział i nic nie mówił.
Wstałam i poszłam do łazienki, wróciłam po pięciu minutach, a Zbyszek nadal siedział i nic nie mówił.
  - Masakra... Człowieku, weź się ogarnij. O której ona wychodzi.
  - No rano .
  - Ty ciołku ! A trening jest jutro tylko popołudniowy !
  - O ! No to fajnie !  - ucieszył się.
Resztę czasu spędziliśmy na rozmowie, a później chłopaki poszli do swoich mieszkań.

Następnego dnia:

Obudziłam się ok. siódmej i powoli wykonywałam poranne czynności.Nagle słyszę telefon. Odbieram ,a tam dzwonią ze szpitala......szpitala! Z Kamą jest gorzej... Zbyszek się pewnie załamie...
   - Ale co jej dokładnie sie stało?
   - Straciła przytomność.
   - Będę tam za pół godziny - szybko się rozłączyłam, ubrałam i wybiegłam z domu.
Zamówiłam taksówkę, która po chwili zawiozła mnie do szpitala. Zapłaciłam i podziękowałam kierowcy i szybko wpadłam do budynku.
   - Dzień dobry. Chcę się jak najszybciej skontaktować z doktorem Urbańskim ... Jest on lekarzem prowadzącym mojej przyjaciółki.
   - Pani Kamili Przybylskiej tak ? - kiwnęłam tylko głową - Przepraszam, ale nastąpiła pewna zmiana. Lekarzem prowadzącym jest doktor Jakub Markowski. Znajdzie go pani w gabinecie 101.
Szybko udałam się pod odpowiednie drzwi. Zapukałam i weszłam.
   - Kuba ?
   - Gabi ?
   - Hej. Co się dzieje z Kamilą ? Dostałam telefon, że straciła przytomność...
   - Tak. To wszystko przez zwiększony stres. Ale dzisiaj ją wypiszemy.
   - Jaki stres ???
   - Pielęgniarka mówiła, że był u niej jakiś mężczyzna ...
Analizowałam wszystkie informacje i próbowałam wszystko poskładać w jedną całość. Po minucie wszystko do mnie dotarło. Szybko wstałam i pobiegłam do przyjaciółki. Wpadłam do jej sali i spojrzałam na nią błagalnie.
   - Kamila... Tylko nie mów, że on ...
   - On wrócił ...



Cześć Wam. 
Takim oto dość krótkim epizodem was dzisiaj witam. Rozdziały miały być dodawane co sobotę, ale się teraz akurat nie udało, bo prawie w ogóle nie miałam czasu, ale to się zmieni.
Zakończenie takie trochę tajemnicze, ale wszystkiego się dowiecie.
Nie zanudzam ;) Zapraszamy do czytania i komentowania !
Zibimada & Limonkowa
  

niedziela, 15 grudnia 2013

Dziewięć.

Spojrzałem się na lekarzy z bezradnością i przerażeniem, a oni tylko wyprosili mnie na korytarz.  Przeszedłem cały korytarz chyba z dwadzieścia razy. Przecież mówili, ze wszystko będzie dobrze jak się wybudzi. Ona mnie nie pamięta ... W ręku trzymałem telefon, z zamiarem poinformowania Gabi. Ostatecznie stwierdziłem, ze jeszcze tego nie zrobię. Poczekam, aż wyjdą lekarze.
Usiadłem na krzesełku i schowałem głowę w rękach.
   - Zbyszek ? - usłyszałem Głos Gabi. Powoli podniosłem głowę, a ona dostrzegła łzy w  moich oczach - Co się stało ? - spytała drżącym głosem.


Oczami Gabrysi:

Kiedy tylko zobaczyłam Zbyszka na korytarzu i dostrzegłam, że płakał, wiedziałam, że coś się musiało stać.
   - Zbyszek ? ... Co się stało ? - spytałam, a on powoli wstał i stanął naprzeciwko mnie.
   - Ona ... Ona mnie nie pamięta ... - nie wierzyłam w to co powiedział - Lekarze wyprosili mnie z sali i siedzą u niej w sali... Mówili, że będzie dobrze, że żadna utrata pamięci jej nie grozi...
Usiadłam na jednym ze szpitalnych krzesełek i  patrzyłam się przed siebie.
Z sali wyszli lekarze i podeszli do nas.
   - Naprawdę nam przykro. Nie pamięta tych rzeczy co spotkały ja niedawno.
   - Mogę do niej wejść ?
   - Tak. Oczywiście.
Wytarłam kilka łez, które zdążyły mi spłynąć po policzkach i otworzyłam drzwi. Po cichu weszłam do sali i usiadłam obok jej łóżka.
   - Gabi. Jak się cieszę, że w końcu jesteś.
   - Ja też się cieszę.
   - Mam do Ciebie pytanie. Kim był ten mężczyzna, który tutaj siedział. Wiem, że to Zbigniew Bartman, ale czemu on siedział przy mnie i trzymał mnie za rękę ?
   - No, bo wiesz ...
   - On mnie uratował, tak ?
   - Nie. On ... On jest twoim chłopakiem ...
Wpatrywała się we mnie przez kilka minut, po czym cicho odpowiedziała.
   - Przecież ja nie mam chłopaka ...
   - Ale to jest prawda. Nie pamiętasz go, bo straciłaś pamięć. ... Jaką rzecz ostatnią pamiętasz ?
   - Przyjechałyśmy do Rzeszowa, później ... później ... Boże ja straciłam pamięć, ja nic nie pamiętam. Dlaczego ? - spytała się i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
   - Może opowiem ci najważniejsze momenty jak już mieszkałyśmy w Rzeszowie ? - zgodziła się i zaczęła słuchać. Opowiadałam jej wszystko co się działo, jak poznała Zbyszka, jak zaczęli być ze sobą, jak dostałyśmy pracę. Przypomniałam jej urodziny, pieska, którego dostała od Zibiego i ten wypadek.
   - Czyli, Zbigniew Bartman, to mój chłopak. Pracuję w Resovii jako psycholog, znam siatkarzy .... A czy to czasami nie jest żadna bajka ? - uśmiechnęłam się blado w jej kierunku.
   - Nie. To jest cała prawda.
   - Chciałabym wszystko pamiętać... Mogłabym z nim porozmawiać ?
   - Pewnie.  Zawołam go...
Wyszłam na korytarz, podeszłam do Zbyszka i poinformowałam go, że Kamila chce z nim porozmawiać. Kiedy drzwi za nim się zamknęły na korytarzu pojawił się Bartek.
   - Zibi do mnie dzwonił. Nic nie pamięta ?
   - Pamięta mnie i wszystko co się działo, zanim tu przyjechałyśmy.
   - A gdzie Zibi ?
   - Chciała z nim porozmawiać, więc do niej poszedł.
   - Aha. Dzwonił do mnie i kazał mi przywieść album ze zdjęciami...
   - Dobry pomysł, ale nie wiem, czy to coś da ...
   - Na pewno. Ona jest silna. Da radę i na pewno sobie wszystko przypomni - przytulił mnie.
Z sali, po jakiejś pół godzinie, wyszedł Zbyszek zadowolony i uśmiechnięty.
   - I co ?
   - Nic. Po tym jak zacząłem jej opowiadać, przypomniała sobie sytuacje, których ani ty, a ni ja jej nie mówiliśmy. Czyli, sytuację z cukrem i wszystko co było z tym związane, aż do obiadu, na który nas zaprosiłyście, imię pieska i to, że dostała go ode mnie na swoje urodziny, i sytuację z basenu - stałam tak na przeciw niego i nie mogłam w to uwierzyć, że jemu się udało coś jej przypomnieć - Powiedziała jeszcze, że ona wierzy i tobie i mi, że jestem jej chłopakiem, ale na razie musi od tego wszystkiego odpocząć.
   - Ale jak ty jej to wszystko przypomniałeś ? Co, opisałeś jej pieska, jak wygląda ? - wtrącił swoje pytanie Bartek.
   - Miałem trochę zdjęć na telefonie - uśmiechnął się.
   - No tak. Zaraz pielęgniarka nas wyprosi, bo kończy się czas odwiedzin, więc może zostawimy jej ten album ? Tutaj jest więcej zdjęć.
   - Świetny pomysł. To ja go zaniosę - zgłosił się Zbyszek.
Razem z Bartkiem powoli udaliśmy się do wyjścia. Zbyszek w połowie drogi nas dogonił i razem pojechaliśmy do domu.
   -Ej, Zibi może zawiózł byś jej tam pieska tak dla lepszego przypomnienia?
   -Ale że co? Teraz? Przecież jest 20 .
   -Tak. Dzisiaj. O północy-powiediałam z sarkazmem, ale po chwili dodałam- No przecież to oczywiste że jutro.
   -Świetny pomysł, ale jak ja go tam wniosę ?
   -Jutro coś wymyślimy. A ty czasem nie miałeś przynieść Kamie jakiejś innej piżamy ?
   -A no rzeczywiście. Dzięki Gabi. -uśmiechnął się do mnie -Ale ja już będę leciał. Siemka.
   -Hei.-odpowiedziałam równo z Bartkiem.

*Następnego dnia*
   -Zbyszek ty chyba miałeś coś wziąc dla Kamy?-zapytałam.
   -Po raz kolejny ratujesz mi życie. Dzięki.
 Poszedł do sypialni Kamili, wziął piżamę leżącą na łóżku i bezceremonialnie wepchnął ją do torby.
  -Możemy ruszać. Acha Gabi nakarmiłaś dzisiaj Miśka ?
   -Tak ale niczego nie tknął.
   -A propo gdzie on teraz jest ?
   -Pewnie gdzieś sie schował. Upodobał sobie tą zabawę i ciągle gdzieś znika.
   -Kurde miałem go wziąć dla Kamili ale jest już późno i jutro go jej zawiozę.
Na drodze nie było korków, więc po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu.
*W szpitalu*
   -Hei Kama! Jak sie czujesz- zapytał zatroskany Zbychu.
   -A dziękuję już lepiej. Masz moją piżamę?
   -No pewnie jak mógłbym zapomnieć.
Zgromiłam za to Zibiego wzrokiem. No właśnie jak on mógłby zapomnieć?! Ciekawe ....
   -Dobra Gabi pomożesz mi dostać się do toalety żebym sie mogła przebrać?
   -Jasne już idziemy.
Gdy pomogłam wydostać sie Kamie z łóżka i posadzić ją na wózek pojechałyśmy z torbą,w której wydawało mi się, że coś tam sie rusza,do toalety.W toalecie po otwarciu torby zauważyłam pewną zmianę. Od kiedy na piżamie może być psia łapa. Wyciągam patrze a tu......Misiek! Taką oto kryjówkę sobie tym razem upodobał.
   -Kamila zgadnij co jest w torbie!
   -Yyyyy..no może....piżama....?
   -No i coś jeszcze..?
   -Nie mam pojęcia.
   -Misiek! - wyciągnęłam psiaka z torby i pokazałam Kamili, a ten kiedy tylko zobaczył właścicielkę zaczął się cieszyć. Od razu dałam go przyjaciółce, bo chyba bym go nie utrzymała, tak się wiercił.
   - Myślałam w nocy ... - powiedziała nagle Kama.
   - Coś ci się chyba poprzestawiało. W nocy się śpi, a nie myśli.
   - Ja już się chyba wyspałam na zapas - wystawiła mi język.
   - No dobra więc ... O czym myślałaś ?
   - O Zbyszku .... Naprawdę go kocham co nie ? - już miałam odpowiedzieć, ale ona ciągnęła dalej - Nie odpowiadaj, to było pytanie retoryczne. Co ja mam teraz zrobić ? Wszyscy mówicie, że jesteśmy parą. Ja już też się w tym upewniam. No ale co mam zrobić ?
   - Pasujecie do siebie .... Nie wiem Kam. To twoje życie. Szkoda by było gdyby to już był koniec.
   - Ja tego nie powiedziałam !
   - Dobra, dobra. Zrobisz to, co uważasz za słuszne. Chodźmy już, chłopaki się pewnie niecierpliwią.
   - A będę mogła porozmawiać ze Zbyszkiem ? - zatrzymałam się przy drzwiach i odwróciłam w jej stronę.
   - To zabrzmiało tak, jakby małe dziecko pytało się mamy czy mu kupi lizaka - zaczęłam się śmiać, a Kamila ze mną.
   - Fakt.
Kiedy byłyśmy już w sali nadal nie mogłyśmy przestać się śmiać, a chłopaki patrzyli się na nas jak na idiotki.
   - Ok. Wynocha ! - pierwsza odezwała się Kamila, a Zbyszek już prawie był na korytarzu - Nie ty debilu !
   - Nieee ???  ...  - po chwili ciszy dodał patrząc się na nas - No wynocha ! Nie słyszeliście ??? - razem z Bartkiem w wyśmienitych humorach pojechaliśmy do domu.



No to ten ... :P
Jest dziewiątka :)
Dodaję dzisiaj, bo mam wyśmienity humor z dwóch powodów :D
1. Resovia wygrywa z Indykpolem 3:1 :D
2. Kamil Stoch wygrał dzisiejszy konkurs :D
Oby częściej było tak wspaniale :P
A teraz was już nie zanudzam :) Czytajcie i komentujcie :D
Zibimada & Limonkowa

środa, 4 grudnia 2013

Osiem

  -Ale.....jak to?.....To nie może być aż tak poważne....-mówiłam przez łzy.
   - Jeszcze raz bardzo mi przykro, ale pani Jolanta jest w bardzo ciężkim stanie.
   -Pani Jolanta? Ale nasza przyjaciółka ma na imię Kamila- powiedział zaskoczony Zbyszek.
   -Naprawdę??...-zaczął przerzucać kartki na swojej podkładce.- Achaaa , przepraszam was bardzo pomyliły mi się wyniki. Wasza koleżanka ma tylko wstrząs mózgu i złamaną nogę. Jak jej stan się ustabilizuje i gdy wybudzi się ze śpiączki to wypuścimy ją gdzieś tak za tydzień góra dwa.
   -Słyszysz Zbuchu ?? Kamie nic aż tak poważnego nie jest! - ucieszył się Bartek kiedy lekarz już odszedł.
Siedziałam nadal nieruchomo, a łzy nadal leciały. Ale tym razem ze szczęścia.
   - Hej, Skarbie. Już dobrze. Wyjdzie z tego, jest silna - mówił Bartek.
   - Wiem, ale tym razem płaczę z radości. Gdyby lekarzowi nie pomyliły się wyniki i to byłaby prawda, to ... To nie wiem co bym zrobiła.
   - No, ale już nie płaczemy. Wycieramy oczka i nosek. Pięknie się uśmiechamy - zrobiłam to o co prosił - I już się nie martwimy - na koniec mnie pocałował.
Wstałam z podłogi i podeszłam do Zbyszka. Przytuliłam go mocno i staliśmy tak kilka minut.
   - Przez tak krótki czas między nami powstała tak silna więź. I nie chodzi tutaj o Kamilę, ją kocham jak dziewczynę, a ciebie jak przyjaciółkę. I Bartek ! Nie bądź nigdy zazdrosny ! - zaśmiałam się - No. Teraz już chyba będzie tylko lepiej. Musi ...


Oczami Gabrysi:

Po namowach Zbyszka, razem z Bartkiem wróciliśmy do domu. Położyłam się w salonie na kanapie i czekałam na Bartka. Przyszedł po pięciu minutach i położył się obok mnie.  Przytuliłam się do niego mocno i leżeliśmy tak z dziesięć minut.
   - Nie martw się Skarbie. Wszystko będzie dobrze.
   - Ale ja się nie martwię.
   - Mnie nie oszukasz - pocałował mnie, a w tym samym czasie do salonu przybiegł Misiek.
   - O jejku ! Piesku ! Zapomniałabym o tobie ! - wzięłam go na ręce i  poszliśmy do kuchni. Bartek nasypał do miski, wcześniej kupioną karmę. Puściłam Miśka na podłogę, a ten od razu podbiegł do miski. Kiedy tak stałam, doszłam do wniosku, że zadzwonię do mamy. Wybrałam numer i czekałam na połączenie.
   - Holo ? - odezwał się głos w słuchawce.
   - Cześć mamuś.
   - Gabrysia ! W końcu zadzwoniłaś. Myślałam, że coś się stało !
   - A no stało się ... Kamila miała wypadek ...
   - O Boże ! Nic jej nie jest ?!
   - Ma wstrząs mózgu, złamaną nogę no i jest w śpiączce, ale lekarze powiedzieli, że za kilka dni powinna się wybudzić, a jak nie to oni ją wybudzą.
   - Biedactwo. Ona to ma pecha w życiu ....
   - A żebyś wiedziała mamo ...
   - A tak poza tym to nic u was nie słychać ? - dopytywała się.
   - Słychać, słychać. Mamy pracę w klubie, no i mamo ... Mam chłopaka. Zresztą Kama też.
   - Naprawdę ?! Tak się cieszę !
   - Niedługo, mam nadzieję, go poznasz ...
   - No ja myślę. Przepraszam skarbie, ale muszę kończyć, bo ja w pracy jestem.
   - Ok. Pozdrów tatę, Huberta i Patrycję.
   - Dobrze, a ty tych waszych chłopaków i Kamilę jak tylko się wybudzi.
   - Masz to jak w banku - pożegnałyśmy się, a ja poszłam do kuchni, gdzie Bartek przygotowywał coś do jedzenia. Usiadłam przy blacie i mu się przyglądałam. 
   - Zaraz będzie obiad - uśmiechnął się do mnie.
   - A jak powiem, że nie jestem głodna ? - droczyłam się z nim.
   - Ja ci dam nie jestem głodna. Musisz coś zjeść. Jak sama tego nie zrobisz to cię nakarmię - podszedł do mnie.
    - To ja wybieram tą drugą opcje - zaśmiałam się.
    - Spokojnie. Nakarmimy Cię - skradłam mu buziaka i pobiegłam nakryć do stołu.


Oczami Zbyszka:

Siedziałem obok jej łóżka i przyglądałem się jej. Była blada i poobijana, do tego gips na nodze. Łzy momentalnie pojawiły się w moich oczach.
   - Nie zostawisz mnie prawda ? Musisz walczyć. Dla mnie, dla Gabi, dla nas wszystkich. To co, że lekarz powiedział, ze twój stan się pogorszył, ty dasz radę -  mówiłem już całkiem płacząc.
To prawda. Jej stan się pogorszył, ale ja nie dzwoniłem do Gabi lub Bartka. Nie chcę ich denerwować. Tym bardziej, że Gabi musi odpocząć. A może to tylko takie chwilowe osłabienie ? Więc po co ich denerwować ?
   - Proszę Pana ? Proszę iść do domu. Pani Kamila, ma tutaj naprawdę dobrą opiekę.
   - Nie. Nie zostawię jej.
   - To przygotuję panu łózko obok - zaproponowała pielęgniarka.
   - Dziękuję - odwróciłem się w jej stronę i posłałem lekki uśmiech
Nie obchodziło mnie to, że za mną pielęgniarka ścieliła łóżko. Wpatrywałem się cały czas w Kamilę. Teraz sobie uświadomiłem, że Ona jest dla mnie najważniejsza.


Trzy dni później:

Siedzę właśnie w kuchni u Gabi i jem przygotowany przez nią obiad.
   - Zibi. Zostań jeszcze, prześpij się, a ja do niej pojadę. Spędzasz tam cały swój czas i prawie nic nie śpisz.
   - To i tak cud, że pojechałem na trening - odpowiedziałem i przełknąłem ostatni kęs zapiekanki - Dziękuję. Było pyszne. I nie martw się tak o mnie.
   - Łatwo Ci mówić. Niedługo to i Ciebie wezmą na oddział.
   - Już nie przesadzaj - przytuliłem ją i udałem się do wyjścia.
   - Dzwoń. Gdyby coś się działo.
   - Ok. Pa.
   - Pa.
Wsiadłem szybko do auta Bartka, które mi pożyczył i pojechałem w stronę szpitala.  W połowie drogi, kiedy stałem na światłach rozdzwonił się mój telefon.
   - Halo ?
   - Dzień dobry. Pan Zbigniew Bartman ?
   - Tak.
   - Chciałam poinformować, że stan pani Kamili się znacznie poprawił i lekarze będą ją wybudzać ze śpiączki.
   - Dziękuję. Już jadę - rozłączyłem się i jak na zawołanie pojawiło się zielone światło.
W szpitalu byłem, po pięciu minutach. Udałem się pod odpowiedni numer i wszedłem do sali gdzie byli już lekarze. Usiadłem przy łóżku i trzymałem ją za rękę. Powoli otwierała oczy. Rozejrzała się po sali i swój wzrok zatrzymała na mnie. Byłem tak szczęśliwy, ale moje szczęście po chwili pękło jak mydlana bańka.
   - Kim pan jest ... ?




No i jest ósemka.
Z lekkim opóźnieniem, ale jest.
Myślę, że gdyby nie to, że jestem chora rozdział pojawiłby się dopiero w sobotę :(
Nie będę przynudzać.
Zapraszamy do czytania i komentowania.
Zibimada i Limonkowa :*

PS. Jesteśmy zmuszone do wypróbowania czegoś.

    5 komentarzy = Nowy rozdział.

piątek, 22 listopada 2013

Siedem.

Od śmiesznej sytuacji na basenie minęło raptem kilka dni. Dzisiaj Kamila ma urodziny. Musiałam ją wygonić z domu, aby przygotować przyjęcie niespodziankę. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się ją wygonić na cały dzień na zakupy. We wszystkim mieli mi pomóc chłopacy. Zibi i Igła mieli się zająć zakupami. Bartek, Pit i Kosa mieli mi pomóc w dekorowaniu i pozostałych sprawach.
Zbyszek i Krzysiu po kilku godzinach pojawili się z zakupami. Kiedy ich zobaczyłam i ile razy obracali na dół po resztę toreb doznałam szoku.
   - Yyy... Przepraszam was bardzo, ale czy tego czasami nie jest za dużo ? - spytałam zdziwiona.
   - No nieee ... Tak sobie właśnie myślę, czy tego nie będzie za mało - głośno zastanawiał się Igła.
Zrobiłam tak zwanego face palma i w milczeniu poszłam do kuchni zrobić sałatkę i dokończyć tort.
   - Wow ! Ty to zrobiłaś ? - wpadł do kuchni Zibi.
   - No. A co ? O ! Zapomniałabym ! Co masz na prezent dla Kamy ?
   - Pieska - wyszczerzył się, a ja zakrztusiłam się wodą.
   - Boże jakie to słodkie ! Bartek ! Bartek no chodź tu ! - kiedy poszukiwany zjawił się obok nas, zaczęłam - Ty weź przykład ze Zbysia ! Wiesz co on kupił dla Kamili na urodziny ? Wiesz ? Pieska ! Jejku jakie to romantyczne !
   - To ja może ze Zbyszkiem już pójdę, do salonu. Ustroimy, dokończymy. Chodź Zbych.
No i zostałam sama. Usłyszałam muzykę z salonu i zaczęłam się krzątać po kuchni. Zrobiłam masę, upiekłam biszkopt i zaczęłam układać warstwy. Końcowy efekt był powalający. Tort wyszedł piękny. Gdy już napatrzyłam się na ciasto, zaciekawił mnie ten piesek. A konkretnie jaka to rasa więc poszłam do salonu i rzuciłam do Zbyszka:
   - Eeeeeej ! Zibi! Gdzie jesteś?!- cały czas krzyczałam gdyż go nie widziałam.
Po chwili zorientowałam się że Zbyszek stoi za mną i patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.
   - Gabi co ty się tak drzesz ? Słuch mam jeszcze dobry także jak będę stał niecały metr koło ciebie to TAK NIE KRZYCZ!- ostatnie słowa wykrzyczał mi do ucha.-A tak w ogóle to co chciałaś ?
   - Chciałam zobaczyć pieska- powiedziałam z miną dziecka które ma zaraz dostać cukierka.
   - To zobacz, siedzi w tym wielkim kartonie koło drzwi.
   - Okej, idę.
Podchodzę we wskazane miejsce, otwieram karton....... i nic tam niema. Poirytowana kłamstwem pana Zbigniewa idę do ochrzanić.
   - Czemu mnie kłamiesz w żywe oczy ?. Zapytałam
   - Ja Cię nie kłamię przecież tam jest , chodź pokarzę ci.
No i poszłam za nim. Otwiera karton i wielkie zdziwienie....... nie ma tam nic.
   -No gdzie on jest?! Ej chłopaki gdzie jesz piesek ?
Ale w pokoju nikogo nie ma. Razem z Bartmanem postanowiliśmy obejść całe mieszkanie i ich znaleźć .
   - Dobra ja idę do kuchni i przed blok a ty poszukaj w łazience i w pokojach.- rozkazałam.
   - Ok.
Poszłam do pomieszczenia z którego niedawno wróciłam . Nie ma nikogo. Ubieram się, schodzę na dwór i patrzę ..... a tam wszyscy stoją i patrzą jak mały piesek załatwia swoją potrzebę pod drzewkiem.
   - Ej co wy tu robicie? Mieliśmy przygotować wszystko na górze!- wkurzona już krzyczałam.
   - Pilnujemy pieska- odpowiedzieli wszyscy chórem.
   - Weźcie się ogarnijcie ! Prosiłam Was o coś, tak ?!
   - Noo ...No, ale .. - zacinał się Pit.
   - No co ? Marsz na górę ! Macie godzinę na udekorowanie salonu, a ja biorę pieska.
Tak jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Piesek był naprawdę słodki. Wróciłam do mieszkania i przekazałam go Zibiemu, a ten popatrzył na mnie podejrzliwie.
   - O co ci chodzi ? Co się tak na mnie patrzysz ?
   - Gdzie on był ?
   - Załatwiał swoją potrzebę, a te tłumoki - wskazałam na wchodzących do mieszkania chłopaków - bacznie się temu przyglądali.
   - Aaaa ... No to ja go dam do twojej sypialni, on i tak pewnie zaraz zaśnie.
   - Ok - rzuciłam odchodząc do salonu nadzorować postępy chłopaków.
   - Jak wam idzie ? Wiecie, że nikt wam nie pomorze ?
   - Musisz nam to przypominać na każdym kroku ? To nas jeszcze bardziej dobija - odparł naburmuszony Igła.
   - Gdybyście się nie obijali wszystko byłoby skończone.
   - No. Najlepiej wszystko zwalić na nas.
   - Czas mija - odpowiedziałam i wyszłam ogarnąć kuchnię.
Po 30 minutach kuchnia już lśniła, a salon był prawie gotowy. Poszłam wziąć szybki prysznic i ubrałam się w turkusową sukienkę i kremowe szpilki. Wyszłam z pokoju i poszłam do chłopaków. Kiedy Bartek mnie zobaczył, aż mu się oczy zaświeciły. Stwierdziłam, że się z nim podroczę i przeszłam koło niego obojętnie. Ten nie wiedział co zrobić, więc poszedł za mną. Rozstawiłam napoje i przekąski. Z lodówki wyciągnęłam tort i postawiłam go na kuchennym blacie.
   - Dlaczego mnie ignorujesz ? - Bartek przybliżył się do mnie i objął ramionami, a ja nadal byłam nieugięta. Obrócił mnie w swoją stronę i na ustach złożył delikatny pocałunek. Oderwałam się od niego, uśmiechnęłam się i poszłam do salonu.
Wszyscy już byli, a Kamili jak nie było, tak nie ma. Kiedy usłyszeliśmy odgłos kluczy w zamku, zgasiliśmy światło i cicho siedzieliśmy.
   - Gabi ??? Jesteś w domu ? - kiedy odpowiedziała jej tylko cisza, chyba się zdenerwowała - Kłamczucha jedna. Wygoniła mnie z domu ciul wie po co, a teraz ... - w tym samym momencie szła w stronę salonu i zapaliła światło.
   - NIESPODZIANKA !!! - stała tak na środku korytarza i nie mogła w to uwierzyć.
   - O rany ... Pamiętaliście. Dziękuję wam. Niezłego masz bajera przyjaciółeczko - uściskaliśmy się i złożyłam jej życzenia.
   - A teraz pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki -  zrobiła to co powiedziałam i wtedy każdy zaczął jej składać życzenia.
Impreza szybko się rozkręciła. Wszyscy bawili się w najlepsze. Kiedy siedziałam i gadałam z Iwoną przypomniał mi się piesek.
   - Zibi. Zbyszek ! No Zbychu no ! - ten zdezorientowany odnalazł mnie wzrokiem i niechętnie podszedł  - Piesek ! - popatrzył się na mnie jak na idiotkę.
   - Jaki piesek ?
   - Twój prezent dla Kamy .
   - O rany! Zapomniałem !
Pobiegł szybko do mojego pokoju z zamiarem przyniesienia prezentu. Gdy otworzył drzwi podszedł do szczeniaczka który siedział na łóżku.
   - No chodź tu maluszku. Poznasz swoją panią. A co tu taka plama? -zapytal Zbyszek widząc sredniej wielkości plamę na łóżku Gabi.-ej mały tylko nie mów Gabi że to ty - dodał już trochę ciszej .
Wyszli z pokoju i od razu mnie zatrzymali kiedy chciałam tam wejść.
   - Ej ! To mój pokój tak ?! Chciałabym tam wejść !
   - A co ? Nie chciałabyś zobaczyć jak twoja przyjaciółka dostaje pieska ?
   - No ... Dobraaa .... Idę - poczłapałam za nim do gości i czekałam na rozwiniecie akcji.
Zibi poprosił Kamilę, aby do niego podeszła. Ta lekko zdziwiona zrobiła to o co prosił i czekała aż coś powie.
   - No, bo wiesz. Chyba tylko ty nie dostałaś ode mnie prezentu- powoli wyciągnął zza pleców pieska i trzymał go przed nią.
   - To dla mnie ? Jejku ! Dziękuję ci bardzo ! - wzięła pieska i zaczęła się nim zachwycać.
   - Nie no Zbychu. Super pomysł z tym pieskiem. Teraz nie będzie zwracała na Ciebie uwagi - poklepał go po ramieniu Igła.


Oczami Kamili:

Rano obudziłam się obok Zbyszka i lekko bolała mnie głowa. Obróciłam się i ujrzałam stojącego obok łóżka Miśka.
   - Co tam psiaku ? - przechylił lekko główkę i zaskomlał - No tak. Głodny jesteś.
Wstałam i powoli poszłam do kuchni. Rozejrzałam się po salonie i ruszyłam do kuchni. Jeszcze tam nie doszłam, a już zawróciłam. Co robi na kanapie śpiąca Gabi z Bartkiem ? Chwilę się zastanowiłam i stwierdziłam, że nie będę się nad tym zastanawiać, ale wiem jedno, to były moje najlepsze urodziny w życiu. Kiedy tak szukałam karmy, obudziłam wszystkich domowników.
   - Nie dasz się ludziom wyspać ? - spytała z pretensją w głosie Gabi.
   - Nie, nie dam. Bo pan Zbigniew, kiedy kupował tego psiaka, mógł też pomyśleć o jakiejś karmie.
   - No nie ma co jeść. Straszne. Daj mu jakieś resztki z wczoraj.
   - Tsa ... Sałatki mu nałożę. Daj mi kluczyki. Pojadę do jakiegoś zoologicznego i kupię karmy.
Popatrzył się na mnie z lekkim przerażeniem. Ruszył do przedpokoju po kurtkę i wyciągnął z niej kluczyki. Ja w tym czasie zdążyłam się ubrać, a on nadal nie dał mi kluczyków.
   - Tylko pamiętaj. Nie jedź za szybko, jak możesz to nie zmieniaj nic, nie pstrykaj ...  - przerwałam mu, bo nie wytrzymałam.
   - Za kogo ty mnie uważasz ? Przecież mam prawo jazdy !
   - I dosyć długo nie jeździłaś - dodała Gabi jeszcze zaspana.
Zmierzyłam ją tylko wzrokiem, wyrwałam Zbyszkowi klucze i wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami.
Wsiadłam do auta i powoli odjechałam, bo była straszna mgła. Daleko nie pojechałam, bo zatrzymał mnie długi korek. Kiedy zauważyłam jakiegoś policjanta, spytałam się go co się stało. Dość poważny wypadek, więc został wyznaczony objazd, gdzieś obrzeżami Rzeszowa. Nie szalałam z prędkością, ale też nie jechałam za wolno. Była straszna mgła, a ja w takich warunkach nie lubię jeździć. Jako, że mamy już listopad, warunki drogowe nie sprzyjają kierowcą, a dodatkowo zaczął padać deszcz. W pewnym momencie z naprzeciwka prosto na mnie jechało rozpędzone auto i mnie oślepiło. Ostatnie co poczułam, to przenikliwy ból w czaszce. Potem była już tylko ciemność...


Oczami Zbyszka:

Próbowałem do niej dzwonić z kilkanaście razy. Co się z nią dzieje ? Przecież odebrałaby. Kiedy minęła już godzina, a ona nadal nie wracała, zacząłem się martwić na poważnie.
   - Jeszcze jej nie ma ? - Bartek usiadł obok mnie na łóżku.
   - No nie ... Nie wiem co się z nią dzieje. Nie odbiera telefonów. Nic.
Siedzieliśmy Tak przez jakiś czas w ciszy kiedy usłyszeliśmy krzyk Gabi.
   - Zbyszek ! Zabiję cię !
Kiedy się skapnąłem o co chodzi spojrzałem przestraszony na Bartka, wtedy drzwi się otworzyły.
   - To nie ja ! To Misiek !
   - Nie zganiaj winy na psiaka. Trzeba było go pilnować !
   - Najlepiej wszystko zgonić na mnie !
Spojrzała się na mnie i usiadła obok.
   - Nie odbiera ? - spytała zmartwiona.
   - Nie ... Coś się musiało stać ...
Wtedy zadzwonił telefon Gabi. Spojrzała na wyświetlacz, nieznany numer.
   - Halo ? ... Tak. To ja ... Tak. To moja przyjaciółka. ... Coś się stało?....Co?!.....Zaraz będziemy !
  -Gabi co się stało?- zapytali zaniepokojeni .
  -Kamila miała wypadek. Musimy jechać do szpitala.
* W szpitalu*
Po tym jak wlecieliśmy do recepcji, pielęgniarka skierowała nas do sali i zawołała lekarza prowadzącego. Gdy mężczyzna przyszedł zaczął nam wszystko opowiadać.
  -Bardzo mi przykro ale wasza koleżanka miała bardzo poważny wypadek i potrzebuje bardzo drogiej operacji........




Witamy Was !
Zibimada i Limonkowa :D
Rozdział wesoły i smutny zarazem ...
Co się będzie działo w kolejnych rozdziałach ?
Przekonacie się o tym już niebawem :)
A teraz zapraszamy do komentowania. Bo miło by było zobaczyć pod rozdziałem więcej niż dwa komentarze :P Pokażcie na co was stać :)
Miłego czytania i komentowania mam nadzieję :)
Limonkowa i Zibimada :*

sobota, 16 listopada 2013

Sześć.

Od zapoznania się z nowym miejscem pracy, zawodnikami i sztabem minął już tydzień.  Jak to powiedział trener: zadomowiliśmy się w ich domu jakim jest Podpromie. Siedzieliśmy z chłopakami w naszym mieszkaniu i oglądaliśmy jakiś nudny film o surykatkach. Po naszych minach można było wywnioskować, że jeśli zaraz nikt tego nie wyłączy, to wszyscy zaśniemy.
- Wiecie co ? Pracujemy już tydzień, a że teraz mamy weekend to może zrobimy sobie taki wypad na basen ? Co wy na to ?
- Czemu nie ? Jestem za - zgodził się Bartek z bananem na twarzy.
- Jak wy, to my też. Prawda kotku ? - zapytała Kamila uchachana jak małe dziecko.
- Tak, oczywiście skarbie - odrzekł Zbyszek głosem pełnym politowania do swojej dziewczyny.
- No to komu w drogę temu trampki na nogę ! - klasnął w dłonie Bartek wstając z kanapy i udając się do wyjścia.
- Hola hola a ty gdzie ?
- No helou ! Ja mieszkam gdzie indziej więc idę po rzeczy - dodał gestykulując rękoma.
- Yyy ... Ale jakie rzeczy ? - spytał zdezorientowany Bartman.
- No jak to jakie rzeczy ! Przecież idziemy na basen !
Zibi stał tak kilka sekund i patrzył na nas pytającym wzrokiem.
- Ty a no prawda ! To ja też idę do siebie.
- To za 15 minut u nas pod blokiem ?
-Ok ! - odpowiedzieli chórem.
Pobiegłam szybko do swojego pokoju i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, co zajęło mi 10 minut. Spotkałyśmy się w przedpokoju z Kamą, ubrałyśmy kurtki i wyszłyśmy przed blok gdzie czekał już Zibi. Poszliśmy spacerkiem zgarnąć Bartka spod jego bloku. Jednak go tam nie zastaliśmy, więc weszliśmy na jego piętro i zadzwoniliśmy do drzwi. W zamian otworzenia usłyszeliśmy tylko jego głos.
- Czekajcie ! Wezmę tylko ręcznik ! - po kilku sekundach w końcu otworzył nam łaskawie drzwi.
- To co ty robiłeś przez ostatnie 20 minut ? - spytałam znudzona.
- No szedłem do domu przecież .
- Tak długo ?
- A no jeszcze do sklepu zaszedłem.
- A co kupiłeś ? - ożywił się Zbyszek.
- A no ... no... Yyy ... nic ?
- Ok , nie wnikajmy w szczegóły.
- No ludzie ... Ale my przecież mieliśmy gdzieś iść. No nie ? - wtrąciła Kamila.
- A no rzeczywiście ! Słuszna uwaga. No więc chodźmy !
Spacerkiem udaliśmy się w stronę basenu. Po naszych obliczeniach (wyższa matma)
wyszło nam że w 10 minut tam dojdziemy. Minęło już prawie pół godziny a my nawet w połowie drogi nie jesteśmy.
- No chłopaki ! Chodźcie szybciej, bo basen zamkną ! - pożaliła się Kamila.
- O tej godzinie ? - spytałam.
- Ciii !
- No poczekajcie jeszcze chwilkę ! Musimy kupić watę cukrową ! - odkrzyknął Bartek.
- Zachowujecie się gorzej niż dzieci ! My idziemy !
- Ej ! No dobra ! Ej dziewczyny ! No czekajcie no !
Podbiegli do nas i oznajmili nam, że my ich nie kochamy. Puściłam tą uwagę mimo uszu i szłam dalej.
- No to foch !- krzyknął za nami Bartek.
W końcu doszliśmy na basen , kupiliśmy bilety i udaliśmy się do swoich przebieralni.
Gdy już się przebrałyśmy , to poszłyśmy pod prysznic. I wreszcie  na basen. A chłopaków nie ma.
-Ty Kamila, a może coś im się stało?- zaniepokoiłam się.
-Im to zawsze się coś dzieje.Dobra idziemy, dojdą. - i dodała już szeptem- kiedyś się znajdą.
Udałyśmy się do jacuzzi. Te bąbelki działały na mnie tak kojąco , że zapomniałam o całym świecie. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i zanurzył w wodzie. Gdy wynurzyłam  się, osobą tą okazał się wspaniałomyślny Bartosz Ka.
- Ty idioto ! Chciałeś mnie zabić ?!
- Nie, przynajmniej trwale uszkodzić - popatrzyliśmy się na siebie i wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Nagle podbiegła do nas Kamila.
- Ej ! Chodźcie z nami na zjeżdżalnie ! Będzie super zabawa ! - Krzyknęła Kamila.
- Taa ! W twoim towarzystwie z pewnością !Dobra chodź, sprawmy jej tą przyjemność.
Weszliśmy schodami na największą zjeżdżalnie po czym ustaliliśmy kolejność : Kamila, Zibi, Bartek i ja. Kiedy przyszła moja kolej zaczęłam zjeżdżać i gdy byłam już w połowie drogi woda przestała lecieć, a ja się zatrzymałam. Stwierdziłam, że to kolejny żart moich przyjaciół i cierpliwie czekałam. Gdy zaczęło mi się robić zimno, bo mieliśmy przecież już listopad, a ja utknęłam w części, która znajdowała się na dworze, doszłam do wniosku, że to jednak nie był żart. Po ok. 20 minutach woda zaczęła lecieć a ja zmarznięta zjechałam dalej. Kiedy już byłam na dole podbiegli do mnie ratownicy z ręcznikiem i przyjaciele, którzy było widać, że są zmartwieni. Gdy ratownik okrył mnie ręcznikiem, spojrzałam na moich przyjaciół i wpadłam w histeryczny śmiech. Ci spojrzeli się po sobie zdziwieni i zdezorientowani, po czym spytali się ratowników czy to normalna reakcja.
- Czy z panią w porządku ? - spytał jeden z nich.
- Nie. Ze mną nigdy nie jest w porządku - i śmiałam się jeszcze bardziej.
- Jej na pewno nic się nie stało ? Może siedziała tam zbyt długo ? Ona się tak nigdy nie zachowuje - przestraszył się Kurek.
- Przez siedzenie w zjeżdżalni przez ok. pół godziny nie może się nic poważnego stać poza zmarznięciem. No ale na ten śmiech ... Nie umiem tego wyjaśnić, to bardzo dziwne - odpowiedział drugi ratownik i po prostu sobie odszedł. Nagle przechodzące obok dziecko ze swoją mamą spytało jej się lekko przestraszone.
- Mamusiu ? A co tej pani jest ? Ona jest chora ? - kiedy owa mama, spojrzała się na mnie, szybkim krokiem odeszła jak najdalej, a ja gdy to usłyszałam, to ze śmiechu aż spadłam z krzesełka, na  którym siedziałam.
- Nie no spoko. Już się ogarniam. Idziemy w końcu do tej kawiarni ? Bo coś zgłodniałam i pić mi się chce - wstałam z podłogi i chciałam pójść, ale kompletnie zapomniałam, że my nadal jesteśmy na basenie. Co się wydarzyło ? Otóż wpadłam sobie do wody. Bardzo szybko wskoczył za mną Bartek i mnie z niej wyciągnął. Chciałam się uspokoić i mu podziękować, ale znowu zaczęłam się śmiać.
Tym razem uspokoiłam się o wiele szybciej. Zibi z Kamilą stali obok i mi się przyglądali z przerażeniem.
- Ej no co się tak patrzycie ? Pośmiać się nie można ?
- Mam świetny pomysł ! Może pójdziemy już do domu ?
- Wstydzicie się mnie ? Nie no spoko ! Idźcie sobie ja tutaj zostanę, poczekam. No sio ! Przyjaciele od siedmiu boleści - dodałam już szeptem i poczułam, ze tracę grunt pod nogami - Kurek ! Postaw mnie idioto ! No Bartek no ! Bo cię walnę zaraz no !
- Jak się nie będziesz rzucać, to pójdzie szybciej - odpowiedział mi całkiem poważnie.
- Co ty chcesz ze mną zrobić ?! - krzyknęłam nieźle przerażona.
- Do przebieralni kochanie.
Już się nie odzywałam, bo stwierdziłam, że nie ma sensu. Kamila wiedziała, że od czasu do czasu mam takie ataki śmiechu z byle jakiego powodu. Suszenie włosów zajęło nam jakieś pół godziny, ubrałyśmy się i wyszłyśmy na korytarz gdzie czekali już chłopaki.
- Chodźcie, idziemy już.
Poszliśmy spacerkiem do domu. Bartek zaproponował abym poszła do niego więc się zgodziłam. Siedzieliśmy u niego w salonie i oglądaliśmy jakąś komedię kiedy on nagle się odezwał.
- Już nigdy nie pójdziemy razem na basen.
- Ok. Sama pójdę.
- A ja cię nie puszczę.
- No a ja się Ciebie posłucham. Dobry żart.
- Gabi, chyba musimy porozmawiać na poważnie.
- Ojej. Mam się bać ?
- Na tym basenie, to naprawdę wszystko było z tobą w porządku ?
- No jak najbardziej. Chyba mnie jeszcze dokładnie nie poznałeś.
- Teraz to ja zaczynam się ciebie bać.
- Nie ty pierwszy Bartuś, nie ty pierwszy.
- Ale ja serio się pytam, brałaś coś ?
-Tak, ale mi już zabrakło i muszę iść do dilera - i dodałam już szeptem - wiesz, moim dilerem jest Kamila, ale jej nic nie mów.
Wstałam z zamiarem wyjścia, ale Bartek zagrodził mi drogę, wziął na ręce, zaniósł do salonu i posadził na łóżku. Przyglądał mi się kilka minut po czym sam się roześmiał. Zaczął mnie łaskotać i dźgać w żebra. Śmiałam się jeszcze głośniej niż na basenie. Robiłby tak dalej, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Oboje się uspokoiliśmy i spojrzeliśmy na zegarek. 22.15. Kogo o tej porze niesie ? Poszliśmy razem otworzyć, a tam policja !
- Dobry wieczór, przepraszam, że przeszkadzam, ale dostaliśmy zgłoszenie o zakłócaniu ciszy nocnej- ziewnął policjant.
- Yyy ... Ale to chyba pomyłka. Przecież tu nawet muzyka nie była włączona, a my jesteśmy sami. Ty Bartek ? Chyba nie uważasz, że to przez mój śmiech ?
- Zgłosiła to ta starsza pani z góry.
- Jak ja tej kobiety nie trawię - dodał Bartek.
- No nie dziwię się. Ostatnio dostaliśmy zgłoszenie od pewnej kobiety, że piętro wyżej dzieje się coś złego dzieje i dochodzą stamtąd jakieś hałasy. Okazało się, ze pies kota gonił - zaśmiał się policjant, szukając czegoś w kieszeni - Mogę autograf ? - wyszczerzył się.
- No pewnie. Ale mam do pana prośbę. Jeśli jeszcze raz dostatnie pan zgłoszenie od tej kobiety, to proszę nie przyjeżdżać.
- Dobrze, ale ja mam jedną radę. Proszę się najlepiej przeprowadzić.
- Rozważę to.
- Jeszcze raz przepraszam, dziękuję i dobranoc.
- Dobranoc !
Zostaliśmy sami i leżeliśmy już w sypialni.
- Wiesz. Ja też mam problem. Nade mną mieszka taka maruda, że czasami mam jej dosyć. I jeszcze często przychodzi do nas na herbatkę. Ma- sa- kra !
- Przecież nad tobą mieszka Zbyszek - mówi zdezorientowany.
- No, to mówię, że maruda.
Bartek zaśmiał się i mnie przytulił.
- Ale ja Cię kocham.
- Wiem, wiem - odparłam i zasnęłam.


W mieszkaniu u dziewczyn:

- Kamila ! Jaki film oglądamy ?
- Nie wiem ! Coś dobrego ! Może dramat albo komedię ?
- Ok.
Poszedłem poszukać jakiegoś dobrego filmu, na którym nie będziemy się nudzić. Nagle mi się przypomniała dzisiejsza sytuacja na basenie i zachciało mi się śmiać i to zrobiłem. Do pokoju weszła Kamila, która patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Też bym się na jej miejscu śmiał, bo to jest bardzo śmieszny widok zobaczyć kogoś kto leży na podłodze i zwija się ze śmiechu.
- Wszystko w porządku ?
- Taa ... Przypomniała mi się sytuacja z basenu.
- To wcale nie było śmieszne. Gdyby jej coś się stało ?
- Ale nieee ... Chodzi o to, jak później zaczęła się śmiać i nie mogła przestać.
- Aaa ... To. No to jeśli o tym mowa to takie coś się jej czasami zdarza.
- Często ?
- Jak ją coś naprawdę rozśmieszy, to tak.
- Trochę się jej boję.
- Nie masz powodów. Czasami ona pomaga. Mówię ci, umie się zacząć śmiać tak nagle, że to jest zaraźliwe.
- Ahaa ... No, to fajnie jest mieć taką przyjaciółkę.
- Oj tak !




Witam ! :)
Wróciłam ! Nie było mnie tutaj dość długo, ale jestem :P Rozdział bardzo wybuchowy :D Powstał on z czyjąś pomocą ;P
Dziękuję mojej przyjaciółce :) Limonkowej ( ksywka powstała na w - f podczas gry w siatkówkę :P ). Gdyby nie ona, to pewnie ten rozdział by się dzisiaj nie pojawił :*
Komentujcie, bo to dodaje sił :) Naprawdę :)
Rozdziały będą się pojawiać w soboty, co tydzień :)
Chyba, że nie dam rady, to Was o tym poinformuję :)
Miłego czytania !
Zibimada :*

czwartek, 31 października 2013

Przeprosiny ...

Bardzo, bardzo Was przepraszam :( Ale w życiu każdej osoby może nastąpić taki moment, że nic nie ma sensu :( Długo nic tu nie dodawałam i za to najbardziej przepraszam. Ale spróbujcie mnie zrozumieć ... Myślę, że za tydzień powinien pojawić się tu rozdział :(
Jeszcze raz bardzo mocno Was przepraszam :(

środa, 9 października 2013

Pięć.

Spojrzałyśmy po sobie zdziwione. Chłopcy siedzieli nadal i czekali na naszą reakcje.
   -Yyy ... Jaką ? - wydusiła z siebie Kamila, ale i tak wiedziałam, że się cieszy.
   -Lubicie siatkówkę, no nie ? - spytał Zibi, a my kiwnęłyśmy głowami.
   -W klubie szukają dwóch osób. Zaproponowaliśmy im was, a oni chcą z wami porozmawiać.
   -A...ale... Na stanowisku psychologa i fizjoterapeuty ? - spytałam.
   -Yhm, ale to wy musicie się zgodzić - zakończył Bartek i patrzył na nas wyczekująco. Chciałyśmy ich dłużej potrzymać w niepewności, ale nie wytrzymałam i zaczęłam cieszyć się jak dziecko, a zaraz potem dołączyła do mnie Kamila.
   -Czy to ma oznaczać, że tak ? - spytał Zibi, śmiejąc się z naszej reakcji.
   -Tak ! Kiedy mamy tam pójść ?
   -Nawet dzisiaj, o 18 mamy trening, więc możecie się z nami zabrać.
   -Ok. Będziemy. O jejku ale się cieszę. Prawdopodobnie, jeśli mnie zechcą oczywiście, będę psychologiem Resovii Rzeszów ... Ale co ja niby tam będę robić ? No bo Gaba, to fizjoterapia to rozumiem, ale psychologia ?
   -No wiesz czasami ktoś przyjdzie do ciebie z jakimś problemem, z którym nie będzie umiał sobie poradzić, a ty z nim porozmawiasz, no i jest jeszcze dużo przykładów, ale to ci wyjaśnią w klubie - powiedział Zibi.
Posprzątaliśmy po obiedzie i usiedliśmy w salonie przed telewizorem wpatrując się w jakiś nudny film dokumentalny. O 17 zaczęliśmy się szykować, wzięłyśmy potrzebne dokumenty i razem z chłopakami wyszliśmy z mieszkania. Po dotarciu na Podpromie poszłyśmy do wskazanego przez Bartka gabinetu. Nie siedziałyśmy tam zbyt długo, ale wyszliśmy z wielkimi bananami na twarzach. Humor się  nas dzisiaj trzymał więc stwierdziłyśmy, że powiemy im co innego. Na halę weszłyśmy ze smutnymi minami. Poszłyśmy na trybuny, a gdy chłopaki nas zobaczyli tylko uśmiechnęłyśmy się niemrawo. Z prędkością światła podbiegli do nas i czekali no to, co im powiemy.
   -No... Niestety oba stanowiska są już zajęte ...
   -Że co proszę ?! Obiecali, że poczekają na was ! Co to za klub ! Jak ja sobie z nimi dzisiaj porozmawiam to im się głupio zrobi i będą żałować swojej decyzji ! - Zbulwersował się Bartek, a mi po tym jego monologu zachciało się śmiać.
Popatrzyłam się tylko na Kamilę a ta zaczęła się śmiać, nie mogłam już dłużej wytrzymać i dołączyłam do niej.
   -I z czego wy się śmiejecie ? Pracy nie macie ! To jest powód do śmiechu ?! - krzyczał Kurek. Zibi też się skapnął o co tutaj chodzi i sam zaczął się śmiać. Bartek tylko popatrzyła na nas jak na idiotów i odszedł na boisko. Pośmialiśmy się tak jeszcze z dziesięć minut i usiedliśmy na krzesełkach.
   -O Boże ... Mój brzuch ... Udało wam się go wrobić , tylko lepiej mu powiedzieć, bo zaraz pójdzie do prezesa i zrobi awanturę.
   -No tak... Racja ... Dobra idziemy na dół, mamy się zapoznać z zawodnikami.
   -No to idziemy !
Zeszliśmy na boisko i skierowaliśmy się do Bartka, a ten tylko na nas spojrzał i zaczął się rozciągać.
   -Ej no ... Kurek nie fochaj się, to był tylko taki sytuacyjny żarcik... - zaczęłam spokojnie.
   -Sytuacyjny żarcik ?! Ty to nazywasz sytuacyjnym żarcikiem ?! Ja tu prawie przez to palpitacji serca dostałem ...
   -Oj ... No przepraszamy - cmoknęłam go w policzek, a jemu automatycznie uśmiech zagościł na ustach.
   -To od kiedy zaczynacie ? - spytał .
   -Od zaraz. Macie nas zapoznać z zawodnikami i mamy się przyglądać jak wygląda trening ...  No i na dzisiaj to tyle ...
   -Hallo ! Jest tu ktoś ?! ... O chłopaki ! Myślałem, że już po treningu... -usiadł na ławce i zaczął wiązać sznurowadła, ale zaraz jednak podniósł głowę i zaczął się zastanawiać - Zaraz, zaraz ... Kim są te panie ? Ej nawet mnie nie przedstawiliście ? No dalej dalej ...
   -Też cię miło widzieć Krzysiu. Te panie to Gabrysia i Kamila. Gabi jest naszą nową fizjoterapeutką, a Kama panią psycholog.
   -Miło mi Krzysiu jestem. Dla przyjaciół Igła, więc tak na mnie mówcie.
Rozmowa się rozkręcała, ale czy można nazwać rozmową zadawanie pytań przez jedną osobę i odpowiadanie przez dwie inne i tak w kółko ? Nie wiem ... Ale dopiero kiedy Igła zobaczył ''coś' w mojej torbie oczy mu się zaświeciły.
   -Masz Nikona ? - spytał uradowany.
   -Mam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
   -A robisz zdjęcia ?
   -No raczej nie inaczej. Na pokaz go nie noszę. Fotografia to kolejna z moich pasji.
   -Już Cię kocham !
   -Ej ej ej ! Ty się tak nie zapędzaj ! Ona jest moja ! - w tym momencie Bartek podszedł do mnie i mnie przytulił, a dla Igły to była kolejna sensacja i już nie chciał zobaczyć mojego Nikona oraz zdjęć.
   -A...Ale jak to ? Od kiedy ? Bartek czemu mi nic nie powiedziałeś ?
   -Bo nie było okazji. Zresztą już wiesz więc ...
   -No no , nic się nie stało, nie ma sprawy, jest ok ... To pokażesz tego Nikona ?
Dałam mu urządzenie i w tym samym momencie na salę weszli Siatkarze wraz z trenerem.
   -O ! Dziewczyny ! To wy zaczynacie tu pracę ? - spytał Kowal.
   -Tak - odpowiedział za nas Ignaczak.
   -Pytałem dziewczyny a nie Krzysiu ciebie .
   -No no .
Zapoznałyśmy się z zawodnikami. Z niektórymi od razu złapałyśmy dobry kontakt. Kiedy rozmawiałam sobie z Bartkiem i Pitem,, a ten nagle mi zadała bardzo dziwne pytanie.
   -Ty mu to dałaś ?
   -Ale co ? - odpowiedziałam nie wiedząc o co chodzi.
   -No ale ty mu to dałaś ?
   -No ale co ja komu dałam ?!
   -No dałaś Igle aparat ?!
   -Tak i co z tego ?!
   -A już cię lubiłem. Jednak nikt mnie nie kocha i zawsze kiedy jest dobrze wszystko się psuje ... No prosiłem Cię przecież żebyś mnie nie nagrywał tak ?
   -A czy ja cię nagrywam ??? - spytał Igła z kamerą przy prawie samej twarzy Nowakowskiego.
   -No nie ... Może Achrema stojącego przede mną ?
   -A żebyś wiedział ! Co nie Alek ? - ten tylko wyrwany z rozmowy z Kosą kiwnął głową.
   -No to lepiej zainwestuj w okulary, bo coś ze wzrokiem ci się dzieje .
   -Dobrze za kilka lat zobaczymy ...
   -Za kilka lat to ty już ślepy będziesz staruszku - zaśmiał się Piter.
   -Wiesz co ? A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi - Igła wytarł niewidzialną łezkę i odszedł w stronę szatni.
   -Krzysiu ! Krzysiu ! No czekaj no ! Ja cię przepraszam ! Nie chciałem ! Wybaczysz mi ?! - i tak oto Pit z Igła i moim aparatem zginęli gdzieś w ogromnym budynku.
   -Wiecie co ? Dzisiaj nie macie treningu. Nie mam do was siły. Jutro będziecie mieli większy wycisk, a najbardziej ci dwaj co sobie gdzieś poszli - odezwał się do tej pory milczący trener i odszedł załamany.



Witam :)
Dość długo mnie tu nie było, zresztą jak zwykle pojawiam się tu raz na jakiś czas :)
Rozdział średnio mi się podoba. Sama nie wiem czemu ... Może wy macie inne zdanie ? :P
Mam nadzieję, że są osoby którym się to podoba ?
Komentujcie ! :D Proszę :P To dla mnie dużo znaczy :D
Zibimada :*