Stałam przed ołtarzem w białej sukni. W tle rozbrzmiewała się przepiękna muzyka. Spojrzałam się na mężczyznę stojącego obok mnie i był nim Zbyszek. W panice zaczęłam szukać Kamili. Odwróciłam się i dostrzegłam ją siedzącą w pierwszej ławce całą zapłakaną, a obok niej leżał nóż. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, nie mogłam do niej krzyknąć. Kiedy ona poderwała się i z ostrym narzędziem w ręku wybiegła z kościoła, ja nie mogłam ruszyć się z miejsca. Próbowałam, ale na nic. Jakaś niewidzialna siła trzymała mnie i nie chciała dopuścić abym pobiegła za przyjaciółką. Ceremonia się zakończyła. Wszyscy z wielką radością zamierzali wyjść z kościoła, ale ja czym prędzej wybiegłam i zobaczyłam Kamilę leżącą w kałuży krwi. Zaczęłam krzyczeć, wołać o pomoc, ale nikt nie przychodził. Nikogo obok mnie nie było. Wszyscy goście, rodzina, przyjaciele - wszyscy nagle się rozpłynęli. Klęczałam przy przyjaciółce i płakałam. Błagałam aby wróciła, przepraszałam, ale to nie pomagało. Moja suknia, która chwilę wcześniej była śnieżnobiała, zmieniła kolor na czerwony. Wszędzie krew, a z każdej strony było słychać śmiechy. Czułam się taka mała i bezbronna, jakby ktoś mnie wytykał palcami i szydził ze mnie. Położyłam się obok przyjaciółki i wylewałam strumienie łez. Nie obchodziło mnie, że byłam cała we krwi, po prostu leżałam i błagałam o pomoc ...
Nagle obudziłam się z krzykiem na co Bartek również się poderwała z łóżka. Byłam cała mokra od potu i łez, które już przestawały lecieć. Opowiedziałam Kurkowi cały sen, a on mnie przytulał.
- Już dobrze - uspokajał mnie Bartek, kołysząc na boki.
- To był straszny sen. Nie, to nie był sen, to był koszmar - powiedziałam cicho.
- Ale to nie była prawda i nigdy nic takiego się nie wydarzy ... No już dobrze - mocno mnie przytulił i chwilę tak siedzieliśmy - Spróbuj zasnąć. Cały czas jestem obok.
Położyłam się na boku, ale w ogóle nie mogłam zmrużyć oczu. Bartek już sobie smacznie spał, a moja wyobraźnia nagle dostała energii i zaczęła mnie po prostu prześladować. W końcu zerwałam się z łózka, wzięłam telefon i zamknęłam się w łazience. Wybrałam numer do Kamili i czekałam aż odbierze. Odebrała po pięciu sygnałach.
- Kamila ! Żyjesz ?!
- Jeszcze tak ... - odpowiedziała na wpół przytomnie.
- Boże ! Nie rób nic głupiego ! - zaczęłam myśleć, że to była jednak prawda, a nie sen.
- Ale ... O co ci chodzi ? - spytała nic nie rozumiejąc.
- Zostaw ten nóż !
- Jaki nóż do cholery ?!
- Ten co leży na ławce ! Błagam nie dotykaj go !
- Ale ... Tutaj nie ma żadnej ławki ? ...
- To gdzie ty jesteś ???
- No w szpitalu.
- Aha... No tak. Ok. Pa.
Jak najszybciej się rozłączyłam i doszłam do stwierdzenia, że z Kam wszystko w porządku. Został mi jeszcze Zbyszek. Wyszukałam jego numer w kontaktach i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Tam musiałam poczekać trochę dłużej na połączenie.
- Halooo ? - odezwał się zaspany głos.
- Gdzie jesteś ?!
- Gabi ??? Yyy ... No jak to gdzie jestem ? Jest godzina trzecia nad ranem, więc raczej jestem w łóżku.
- U siebie ?
- No nie ! Wiesz co ? U ciebie !
- Boże Zibi ... Co my zrobiliśmy ... Jak ja teraz Kamili spojrzę w oczy - zaczęłam panikować.
- Takie małe pytanko. A gdzie ty jesteś ?
- No w łóżku. Znaczy w łazience !
- Dobra. Przyjmijmy, że jednak jesteś w łóżku... U siebie ?
- No tak.
- A kto leży obok ciebie ?
- Bartek.
- I jaki z tego wniosek?
- No Ciebie tu... a! No to pa!-rozłączyłam się i poszłam do łóżka.
Czyli ze Zbyszkiem i Kamilą jest wszystko w porządku. Z nimi tak, ale ze mną coś się jednak dzieje złego. Mam strasznie wybujałą wyobraźnię... A może trzeba się wybrać do jakiegoś specjalisty ???
Z większym spokojem poszłam do sypialni i położyłam się obok mojego chłopaka i w kilka minut zasnęłam.
Rano obudził mnie jakiś huk. Podniosłam się na łokciach i zauważyłam, że Bartek jeszcze śpi i nie zamierza się budzić. Wstałam i na palcach poszłam do kuchni, gdzie zastałam Adriana.
- Czego szukasz ?
- Yyy ... Obudziłem Cię ? Wody, soku, czegokolwiek ...
Otworzyłam lodówkę i doszłam do wniosku, że dzisiaj koniecznie trzeba pojechać na zakupy. Dałam mu mleko, ale po chwili tego żałowałam, bo nie miałam do płatków.
Bartek wstał i uśmiechnięty usiadł przy blacie, na co zareagowałam zdziwionym spojrzeniem, bo widzieć go uśmiechniętego o siódmej rano to nie mały szok. Zibi przyszedł po godzinie również uśmiechnięty.
- A wam co się stało ? Treningu dzisiaj nie ma, czy co ?
- Jest. Za godzinę. A propos. O co chodziło z tym telefonem. Lunatykujesz w nocy ? - spytał Zibi.
Bartek spojrzał się na mnie zdziwiony. I bacznie mnie obserwował przez prawie pięć minut, a ja próbowałam znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie.
- Yyy ... No nie ... To nic ważnego. I wcale nie lunatykuję. Tak po prostu wyszło... O ! A masz może mleko w domu ???
Od razu zapomniał o wcześniejszym pytaniu i pognał do siebie po mleko, a chłopaki pomogli mu zanosić rzeczy Kam.
O wpół do dziewiątej wyszliśmy na trening. Ja udałam się do swojego gabinetu. Przebrałam się w służbowe ciuchy i dołączyłam do rozgrzewających się chłopaków.
- Ej! Nie ociągać mi się tu !
- Skoro jesteś taka mądra to może sama spróbujesz? -powiedział Cichy Pit, a ja spojrzałam się na niego jak na idiotę.
- Czasami zastanawiam się jak Ciebie mogą nazywać cichym...-przybrałam minę myśliciela.
- Co ty robisz?!-krzyknął zdziwiony.
- Stoję? ... Ej! Nie zmieniaj tematu!
- Czy ty... czy ty... myślisz? No chłopaki brawo bijemy! Wielki sukces naszej Gabi!- wtem wszyscy zaczęli klaskać, a ja strzeliłam facepalma.
- Boże z kim ja żyję!- powiedziałam i usiadłam na krzesełku.
Witam :)
Po dość długiej nieobecności, której miało już nie być, no ale jednak coś nie wyszło. Były święta, egzaminy, więc czasu nie było zbyt wiele :(
Pewnie to nie jest dobre wytłumaczenie, ale po prostu nie miałam dużo czasu na inne sprawy.
Teraz mam nadzieję znajdę go więcej, ale nic nie obiecuję, bo znowu będę się z tym źle czuła jak coś nie wyjdzie ...
Rozdział dość krótki, ale jakoś tak wyszło.
No, to by było na tyle :)
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Zibimada
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz