wtorek, 29 kwietnia 2014

Czternaście.

Stałam przed ołtarzem w białej sukni. W tle rozbrzmiewała się przepiękna muzyka. Spojrzałam się na mężczyznę stojącego obok mnie i był nim Zbyszek. W panice zaczęłam szukać Kamili. Odwróciłam się i dostrzegłam ją siedzącą w pierwszej ławce całą zapłakaną, a obok niej leżał nóż. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, nie mogłam do niej krzyknąć. Kiedy ona poderwała się i z ostrym narzędziem w ręku wybiegła z kościoła, ja nie mogłam ruszyć się z miejsca. Próbowałam, ale na nic. Jakaś niewidzialna siła trzymała mnie i nie chciała dopuścić abym pobiegła za przyjaciółką. Ceremonia się zakończyła. Wszyscy z wielką radością zamierzali wyjść z kościoła, ale ja czym prędzej wybiegłam i zobaczyłam Kamilę leżącą w kałuży krwi. Zaczęłam krzyczeć, wołać o pomoc, ale nikt nie przychodził. Nikogo obok mnie nie było. Wszyscy goście, rodzina, przyjaciele - wszyscy nagle się rozpłynęli. Klęczałam przy przyjaciółce i płakałam. Błagałam aby wróciła, przepraszałam, ale to nie pomagało. Moja suknia, która chwilę wcześniej była śnieżnobiała, zmieniła kolor na czerwony. Wszędzie krew, a z każdej strony było słychać śmiechy. Czułam się taka mała i bezbronna, jakby ktoś mnie wytykał palcami i szydził ze mnie. Położyłam się obok przyjaciółki i wylewałam strumienie łez. Nie obchodziło mnie, że byłam cała we krwi, po prostu leżałam i błagałam o pomoc ...

Nagle obudziłam się z krzykiem na co Bartek również się poderwała z łóżka. Byłam cała mokra od potu i łez, które już przestawały lecieć. Opowiedziałam Kurkowi cały sen, a on mnie przytulał.
   - Już dobrze - uspokajał mnie Bartek, kołysząc na boki.
   - To był straszny sen. Nie, to nie był sen, to był koszmar  - powiedziałam cicho.
   - Ale to nie była prawda i nigdy nic takiego się nie wydarzy ... No już dobrze - mocno mnie przytulił i chwilę tak siedzieliśmy - Spróbuj zasnąć. Cały czas jestem obok.
Położyłam się na boku, ale w ogóle nie mogłam zmrużyć oczu. Bartek już sobie smacznie spał, a moja wyobraźnia nagle dostała energii i zaczęła mnie po prostu prześladować. W końcu zerwałam się z łózka, wzięłam telefon i zamknęłam się w łazience. Wybrałam numer do Kamili i czekałam aż odbierze. Odebrała po pięciu sygnałach.
   - Kamila ! Żyjesz ?!
   - Jeszcze tak ... - odpowiedziała na wpół przytomnie.
   - Boże ! Nie rób nic głupiego ! - zaczęłam myśleć, że to była jednak prawda, a nie sen.
   - Ale ... O co ci chodzi ? - spytała nic nie rozumiejąc.
   - Zostaw ten nóż !
   - Jaki nóż do cholery ?!
   - Ten co leży na ławce ! Błagam nie dotykaj go !
   - Ale ... Tutaj nie ma żadnej ławki ? ...
   - To gdzie ty jesteś ???
   - No w szpitalu.
   - Aha... No tak. Ok. Pa.
Jak najszybciej się rozłączyłam i doszłam do stwierdzenia, że z Kam wszystko w porządku. Został mi jeszcze Zbyszek. Wyszukałam jego numer w kontaktach i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Tam musiałam poczekać trochę dłużej na połączenie.
   - Halooo ? - odezwał się zaspany głos.
   - Gdzie jesteś ?!
   - Gabi ??? Yyy ... No jak to gdzie jestem ? Jest godzina trzecia nad ranem, więc raczej jestem w łóżku.
   - U siebie ?
   - No nie ! Wiesz co ? U ciebie !
   - Boże Zibi ... Co my zrobiliśmy ... Jak ja teraz Kamili spojrzę w oczy - zaczęłam panikować.
   - Takie małe pytanko. A gdzie ty jesteś ?
   - No w łóżku. Znaczy w łazience !
   - Dobra. Przyjmijmy, że jednak jesteś w łóżku... U siebie ?
   - No tak.
   - A kto leży obok ciebie ?
   - Bartek.
   - I jaki z tego wniosek?
   - No Ciebie tu... a! No to pa!-rozłączyłam się i poszłam do łóżka.
Czyli ze Zbyszkiem i Kamilą jest wszystko w porządku. Z nimi tak, ale ze mną coś się jednak dzieje złego. Mam strasznie wybujałą wyobraźnię... A może trzeba się wybrać do jakiegoś specjalisty ???
Z większym spokojem poszłam do sypialni i położyłam się obok mojego chłopaka i w kilka minut zasnęłam.
Rano obudził mnie jakiś huk. Podniosłam się na łokciach i zauważyłam, że Bartek jeszcze śpi i nie zamierza się budzić. Wstałam i na palcach poszłam do kuchni, gdzie zastałam Adriana.
   - Czego szukasz ?
   - Yyy ... Obudziłem Cię ? Wody, soku, czegokolwiek ...
Otworzyłam lodówkę i doszłam do wniosku, że dzisiaj koniecznie trzeba pojechać na zakupy. Dałam mu mleko, ale po chwili tego żałowałam, bo nie miałam do płatków.
Bartek wstał i uśmiechnięty usiadł przy blacie, na co zareagowałam zdziwionym spojrzeniem, bo widzieć go uśmiechniętego o siódmej rano to nie mały szok. Zibi przyszedł po godzinie również uśmiechnięty.
   - A wam co się stało ?  Treningu dzisiaj nie ma, czy co ?
   - Jest. Za godzinę. A propos. O co chodziło z tym telefonem. Lunatykujesz w nocy ? - spytał Zibi.
Bartek spojrzał się na mnie zdziwiony. I bacznie mnie obserwował przez prawie pięć minut, a ja próbowałam znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie.
   - Yyy ... No nie ... To nic ważnego. I wcale nie lunatykuję. Tak po prostu wyszło... O ! A masz może mleko w domu ???
Od razu zapomniał o wcześniejszym pytaniu i pognał do siebie po mleko, a chłopaki pomogli mu zanosić rzeczy Kam.
O wpół do dziewiątej wyszliśmy na trening. Ja udałam się do swojego gabinetu. Przebrałam się w służbowe ciuchy i dołączyłam do rozgrzewających się chłopaków.
   - Ej! Nie ociągać mi się tu !
   - Skoro jesteś taka mądra to może sama spróbujesz? -powiedział Cichy Pit, a ja spojrzałam się na niego jak na idiotę.
   - Czasami zastanawiam się jak Ciebie mogą nazywać cichym...-przybrałam minę myśliciela.
   - Co ty robisz?!-krzyknął zdziwiony.
   - Stoję? ... Ej! Nie zmieniaj tematu!
   - Czy ty... czy ty... myślisz? No chłopaki brawo bijemy! Wielki sukces naszej Gabi!- wtem wszyscy zaczęli klaskać, a ja strzeliłam facepalma.
   - Boże z kim ja żyję!- powiedziałam i usiadłam na krzesełku.



Witam :)
Po dość długiej nieobecności, której miało już nie być, no ale jednak coś nie wyszło. Były święta, egzaminy, więc czasu nie było zbyt wiele :(
Pewnie to nie jest dobre wytłumaczenie, ale po prostu nie miałam dużo czasu na inne sprawy.
Teraz mam nadzieję znajdę go więcej, ale nic nie obiecuję, bo znowu będę się z tym źle czuła jak coś nie wyjdzie ...
Rozdział dość krótki, ale jakoś tak wyszło.
No, to by było na tyle :)
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Zibimada

sobota, 22 marca 2014

Trzynaście.

Powoli się odwróciłam i zauważyłam idącego w naszym kierunku Adriana. Zapaliła się u mnie iskierka nadziei, że zrozumiał, że da sobie pomóc.
   - Na początku chcę Cię przeprosić. Wiem, ze to wszystko moja wina, nie powinienem Kam dawać tych kwiatów, długo się wahałem, ale chciałem się po prostu zemścić... W więzieniu trafiłem na złe towarzystwo, oni mnie buntowali i stałem się taki jak oni ... Ale mi to nie pasuje, mi to wręcz przeszkadza... Nie chcę tak żyć ... A wiesz co jest najgorsze ? Że nie wiem co mam z tym wszystkim robić ... To mnie boli najbardziej ...
   - Adrian błagam ... Po to tu jestem. Daj sobie pomóc, otwórz się. Zacznij nowe życie. Spróbujmy wszyscy zapomnieć o przeszłości ... Wiem, ze to nie będzie łatwe, ale musisz walczyć. Zrobię wszystko, pomogę Ci. Ale to Ty musisz dać sobie pomóc.
   - Wiem...  Zrobię wszystko. Naprawdę. Będę lepszy, zobaczysz - podeszłam do niego i z całej siły przytuliłam.
   - Najważniejsze, abyś zapomniał o starym, złym towarzystwie.  I poznał jakieś nowe. Musisz też znaleźć pracę, to Ci ułatwi sytuacje.
   - No tak ... A co z mieszkaniem ?
   - Zostaniesz w Rzeszowie.  Na razie zamieszkasz u mnie ...
   - Nie ... A Kama ?  - spytał przestraszony.
   - Kama też chce Ci pomóc, więc o nią się nie martw. Tylko będziesz musiał ją za wszystko przeprosić.
   - A jak mi nie wybaczy ? W końcu ma prawo...
   - Zaufaj mi.  Nie poznałeś jeszcze Bartka, mojego chłopaka. Bartek, to Adrian - mój brat, Adrian, to jest Bartek - mój chłopak - uścisnęli sobie dłonie i zaczęli rozmawiać. Najpierw byli bardzo niepewni w tej rozmowie, ale gdy już znaleźli wspólne tematy, to wszystko się rozkręciło. Spacerkiem szliśmy do mieszkania.
Gdy już tam dotarliśmy, chłopaki usiedli w salonie, a ja poszłam zrobić coś do picia. Przyniosłam herbatę i ciasto.  Cały czas obserwowałam brata, który rozmawiał, śmiał się i był całkiem inny. Nawet nie zauważyli kiedy wyszłam z salonu. W swoim pokoju usiadłam na parapecie i wybrałam numer do Huberta. Odebrał po kilku sygnałach.
   - No hej siostra. Co tam ?
   - Cześć brat. Muszę ci coś powiedzieć.
   - No to dawaj.
   - Adrian jest u mnie ... - nastała chwila ciszy.
   - Jak to ? - nie mógł w to uwierzyć.
   - Normalnie. Hubert. On chce się zmienić. Dał mi sobie pomóc. Musisz tu przyjechać i pokazać mu, że ma twoje wsparcie.
   - Ale kiedy ?
   - Nie wiem. Jak znajdziesz czas to wpadaj. Mszę kończyć. Kocham Cię. Pa.
Zakończyłam połączenie i wybrałam numer do Zbyszka.
   - Halo ? - odezwał się głos po drugiej stronie.
   - Cześć Zibi. Jak tam Kamila ?
   - Jest dobrze. Lekarz powiedział, że jak wszystko będzie dobrze, to jutro ją wypiszą.
   - To świetnie ! A gdzie ty teraz jesteś ?
   - Ja ? No właśnie wchodzę do mieszkania, a co ?
   - Zaraz tam będę - oznajmiłam i się rozłączyłam.
Weszłam do salonu i poinformowałam chłopaków, że idę na chwilę do Zbyszka.
Wbiegłam szybko po schodach i zapukałam do drzwi. Otworzył mi i zaprosił do środka.
   - O co chodzi ? Napijesz się czegoś ?
   - Może wody. Chciałam porozmawiać o Kamili.
   - A dokładniej ???
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
   - Chodzi o to, że jest u mnie mój brat. Doszłam do wniosku, że mieszkanie oddam jemu... Sama przeprowadzę się do Bartka, bo kiedyś mi to proponował, ale nie było na to czasu. Kiedy Adrian, mój brat, zamieszka u mnie, to na pewno nie będziesz chciał aby Kam tam mieszkała. Mam rację ?
   - No masz.
   - No. Wiem, też, bo Kamila mi mówiła, że chcesz aby ona z tobą zamieszkała, ale ona nie chce abym została sama. No ale skoro ja się wyprowadzam, to ona również może.
   - No tak.
   - No właśnie, więc teraz pójdziemy do nas ją spakować, przyniesiemy jej rzeczy tutaj i jutro ją tu przywieziesz.
Siedział przez jakiś czas w ciszy, ale w końcu się odezwał.
   - Jejku ! Ty jak coś wymyślisz, to  zawsze jest genialny pomysł - ucieszył się, a ja z nim.
Zeszliśmy na dół aby spakować jej rzeczy. W salonie chłopaki nadal zawzięcie rozmawiali, na co tylko się uśmiechnęłam, bo Adrian już poznał nową osobę, z którą dobrze mu się rozmawia.
Zaprowadziłam Zibiego do salonu i zapoznałam z bratem. Mieliśmy pakować jej rzeczy, no ale kiedy ZB9 usłyszał, że rozmawiają o motoryzacji, a głównie o motocyklach, to dosiadł się do niech i wkręcił w rozmowę.
Pokręciłam tylko głową i sama poszłam pakować rzeczy Kam.
Zajęło mi to prawie 3 h, a kiedy wyszłam z salonu, to chłopaki nadal rozmawiali.
   - Ja nie chcę wam przeszkadzać, ale dochodzi już pierwsza. A dzisiaj macie jeszcze trening.
   - Pierwsza ?! No ty chyba sobie żartujesz ! Czemu nam nie powiedziałaś ? - oburzył się Zibi.
   - Bo robiłam to, co ty miałeś robić.
   - Ojjj ... Przepraszam. Zapomniałem.
   - Dobra. Idźcie już spać, bo dostanę opiernicz od trenera.
   - Ok. Do jutra ! A w sumie do dzisiaj - dodał Zibi i wyszedł z mieszkania.
Popatrzyłam się na Adriana i Bartka. Po pięciu minutach zorientowali się, że to się tyczy również ich.
Kiedy każdy z nas wziął już prysznic, położyliśmy się do łózek i zasnęliśmy.




Cześć Wam i PRZEPRASZAM ! :(
Naprawdę długo mnie tutaj nie było, ale kiedy tylko usiadłam przy laptopie i miałam coś napisać to nie mogłam skleić żadnego sensownego zdania :( Do tego dochodzi masa nauki :( Za miesiąc egzaminy, więc jest coraz mniej czasu na inne rzeczy :(
Pozostaje też sprawa komentarzy. Kiedy wchodziłam na bloga, to smutno mi się robiło kiedy ich nie widziałam. Myślałam sobie wtedy, że nie podoba Wam się to co piszemy razem z Limonkową.
Ten rozdział cały napisałam ja, bo u niej wena również wyjechała na wakacje... Tak mi się wydaje :(
No ... To by było na tyle.
Mam nadzieję, że pojawią się tu jakieś komentarze z opinią i zachętą do dalszego pisania. Bo bez nich, musze przyznać, będzie ciężko.
Pozdrawiamy :)
Zibimada & Limonkowa

piątek, 14 lutego 2014

Dwanaście.

Następnego dnia Kamę przewieźli na salę gdzie leżała wcześniej.Siedzieliśmy wszyscy razem wokół jej łóżka, gdy odezwał się Bartek.
   - Ej, Zbyszek idź coś zjedz bo od wczoraj nic w ustach nie miałeś.
   - Skąd wiesz?- zapytał Zibi
   - Bo wczoraj byłeś i spałeś u nas!
   - No to Bartek idź z nim, a ja zostanę z Kamą.-powiedziałam. Po chwili chłopaki wstali i poszli do szpitalnego bufetu. Siedziałam przez ten cały czas z Kamilą, gdy nagle usłyszałam.
   - Zbyszek....Zbyszek....
To była Kama.
   - Ale Zbyszka tu nie ma.-odpowiedziałam i nie wiedziałam czy wołać lekarza czy nie.
   - A gdzie jest?...
   - A myślisz że dzięki komu żyjesz?
Popatrzyła na mnie wzrokiem typu ''co się stało?''
   - No bo miałaś przeszczep serca i nie było dawcy, a Zibi mógł ci pomóc i..i..
Kama ze łzami w oczach popatrzyła na mnie, a ja szybko powiedziałam.
   - No głupia jesteś! Przecież żartowałam! Poszedł coś zjeść !-w tym momencie w drzwiach do sali stanął Zbyszek.
   - Jesteś idiotką - powiedziała Kam, ale za chwilę się zaśmiała - No ale i tak cię kocham - przytuliłyśmy się.
W tym momencie Zibi zauważył, że Kamila się wybudziła. Szybko do niej podbiegł i mocno przytulił.
   - Kochanie ... Tak się bałem.
   - Pójdę po lekarza - powiedziałam chyba sama do siebie, lecz po chwili obok mnie szedł już Bartek.
   - Mówiłem, że wszystko będzie dobrze - pocałował mnie - Trzeba tylko wyjaśnić kto przyniósł te kwiaty ...
   - Ja wiem kto to zrobił - powiedziałam twardo, a Bartka zamurowało.
   - Co ? Kto ? - dopytywał.
   - Mój brat.
   - Hubert ? A niby czemu on ? Przecież opowiadałaś mi, że przyjaźnicie się.
   - Nie ten. Drugi brat.
Teraz całkiem go zamurowało i we wszystkim się pogubił. Widząc jego zdezorientowanie, kontynuowałam.
   - Mam dwóch braci. Huberta i Adriana. Z Hubertem jesteśmy, jakby to powiedzieć, najlepszym rodzeństwem pod słońcem. Chociaż zdarzają się również te gorsze dni. A Adriana ... To jakby to powiedzieć ... Wsadziłam do więzienia ...
   - Zaraz, zaraz ... Czegoś tu nie rozumiem ... Jesteś policjantką  ?
   - Noo ... Nie do końca ... Może w tamtym momencie bawiłam się w policjantkę. Handlował narkotykami, sam je brał rzecz jasna, a ja nie mogłam na to patrzeć. Musiałam coś z tym zrobić, więc go wydałam glinom.
Chwilę staliśmy w ciszy i patrzyliśmy na siebie.
   - On chce się zemścić.
   - A co z tym wszystkim wspólnego ma Kamila ? Bo już całkowicie się pogubiłem.
   - Jesteśmy przyjaciółkami. Jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Kiedyś się pokłócili, ogólnie to oni się nigdy nie lubili. A Kama pomogła mi go wsadzić za kratki ... Dobra. Chodźmy po tego lekarza. Porozmawiamy o tym kiedy indziej.
Tak jak powiedziałam, tak też zrobiliśmy. Kiedy lekarz ją zbadał i stwierdził, że wszystko jest już w porządku, zostawiliśmy Kamilę i Zbyszka samych, a sami pojechaliśmy do domu. Usiadłam w salonie i uzupełniałam papiery z Resovii, a Kurek przyrządzał coś do jedzenia.
Po jakimś czasie usiadł obok i się  we mnie wpatrywał.
   - Co ? - spytałam, nie rozumiejąc o co chodzi.
   - Nic. Możemy dokończyć tą rozmowę ze szpitala ? - wiedziałam, ze o to zapyta.
   - Co chcesz wiedzieć ?
   - Wszystko...
   - Nie lubię o tym mówić ... To było Dwa lata temu. Jak zwykle trzasnął drzwiami i gdzieś wyszedł. Wszyscy byliśmy już przyzwyczajeni do takiego zachowania, ale mnie to najbardziej zaczynało irytować i byłam ciekawa gdzie chodzi, co robi, z kim ... Poszłam z Kamilą, śledziłyśmy go ... Dotarłyśmy do jakiejś opuszczonej kamienicy na obrzeżach miasta. Widziałyśmy jak daje coś kumplowi, a ten jemu ... Kam robiła zdjęcia ... Nie poszłyśmy z tym od razu na policję. Odczekałyśmy kilka dni. To się powtarzało. Pewnego dnia, kiedy byłam pewna, że wyszedł na dłużej, poszłam do jego pokoju i wszystko przeszukałam ... Znalazłam narkotyki, wszystko spakowałam do woreczka i zadzwoniłam na policję. Przyjechał jakiś komisarz, auto miał nieoznaczone, więc Adrian nie zorientował się, że w naszym domu jest policja. Aresztowali go, a mi powiedzieli, że narkotyki to nie był jego jedyny problem ... Rodzice i Hubert byli w szoku, ale jednocześnie byli wdzięczni, że to zrobiłam. Raz go odwiedziłam. Było ok, powiedział, że żałuje, że się poprawi. Na następnym widzeniu był już całkiem inny. Nie chciał za bardzo ze mną rozmawiać, tłumaczyłam mu, że to dla jego dobra, ale to było na nic. Dowiedział się, że Kamila mi pomagała. Wpadł w furię, zrobił się agresywny i policja zabroniła wizyt ... To wszystko przez to, że wpadł tam w złe towarzystwo. A teraz ? Próbuje się na nas zemścić. Wiedział, że Kamila ma alergię na goździki to była jego wina. Chociaż jak na razie do mnie się nie odezwał, tylko nachodzi Kam, co mnie bardzo dziwi i martwi, bo on jej nienawidził...
   - Musimy coś z tym zrobić. Przecież tego tak nie można zostawić. On może wam coś zrobić...
   - Wiem, że on nie odpuści i nie rozumiem do czego on zmierza ... A ja chcę mu nadal pomóc ... Chcę go z tego wyciągnąć, tylko nie wiem jak. Pomóż mi ...
   - Zrobię co tylko się da ... Ale to nie będzie proste ...
   - Wiem ...
Zjedliśmy obiad i poszliśmy na spacer. Chodziliśmy już tak jakąś godzinę, gdy w pewnym momencie zauważyłam Adriana. Powiedziałam to Bartkowi i powoli do niego poszliśmy.
   - Adrian ...
Odwrócił się gwałtownie i mierzył nas wzrokiem.
   - Czego chcesz ? Wsadzić mnie znowu do paki ?! Jeśli tak, to idź już sobie.
   - Adrian zrozum ! Chcę ci pomóc, ale ty stawiasz jakieś przeszkody ! - nie wytrzymałam.
   - Wydanie mnie, też było pomocą ?!
   - Tak ! Bo gdybym nie zareagowała, to stoczył byś się całkiem na dno ! Dlaczego ty wszystko utrudniasz ...? Rozejrzyj się ... Każdy wyciąga do Ciebie pomocną dłoń, ale ty wszystkich odtrącasz ... Sam sobie nie dasz rady ... Ranisz innych, czerpiąc z tego przyjemności - wiedziałam, że trafiłam w czuły punkt, ale dopiero się rozkręcałam, była okazja, aby mu wszystko wygarnąć - Większość ludzi się już od ciebie odwróciła, w tym przyjaciele, rodzina, a ty nadal nie chcesz dać sobie pomóc. Nikt już nie ma siły. Spójrz na swojego przyjaciela, który był taki sam jak ty. Zrozumiał wszystko, dał sobie pomóc, a teraz buduje wspaniałą rodzinę ... Co ty chcesz przez to udowodnić, bo już nie rozumiem ? Dobrze wiedziałeś, że Kamila jest uczulona na te kwiaty, a mimo wszystko je tam zaniosłeś. Spójrz na rodziców. Wiesz jak oni się czuli gdy się o wszystkim dowiedzieli ? Nie, nie wiesz i pewnie nie chcesz wiedzieć, bo po co ? Lepiej jest krzywdzić i zadawać ból - wyciągnęłam kartkę i długopis, napisałam swój numer i położyłam obok niego na ławce - Jak zmądrzejesz i dasz sobie pomóc, zadzwoń.
Bez żadnego pożegnania odwróciłam się i razem z Bartkiem ruszyliśmy w drogę powrotną do mieszkania gdy nagle usłyszeliśmy.
   - Zaczekaj ! ...



Witam Was ! :*
Od razu przepraszam, bo zawaliłam na całej linii :(
W ostatnim czasie zaniedbałam wszystko :( Po prostu nie umiałam się do niczego zabrać i jest mi z tym bardzo źle :(
Mam nadzieję, że mi wybaczycie ?
Może przejdźmy do weselszych informacji ? :)
Na IO mamy dwa złota ! :D Jutro Sztafeta i  Skoki, więc wszyscy zasiadają przed tv i trzymają kciuki ! :)
KOMENTARZE MILE WIDZINE :P
Zibimada & Limonkowa

środa, 8 stycznia 2014

Jedenaście.

Usiadłam na krzesełku, które stało obok łóżka i schowałam twarz w dłoniach.
   - Ale ... Jak on cię znalazł w szpitalu ? ... Skąd wiedział ?
   - Nie wiem Gabi ... Rozmawialiśmy ...
   - O czym ??? - popatrzyłam się na przyjaciółkę z zaciekawieniem.
   - On chce się zemścić ...
Stałam tak przez kilka minut i się na nią patrzyłam. Wiedziałam, że nie dam mu również i tym razem wygrać. Musiałam tylko coś wymyślić ... Ale co ? Wyrównać porachunki ...
   - Muszę iść - powiedziałam do przyjaciółki, wstałam i już byłam przy drzwiach ale do sali weszli chłopaki.
   - O cześć ! A co ty tutaj robisz ???
   - Yyy ... Przyjechałam w odwiedziny ...
   - Przecież ona zaraz wychodzi - odpowiedział mi Zibi.
   - No nie tak zaraz... jeszcze kontroli nie miała i wypisu nie dostała.
   - No to sobie chwilkę poczekamy.
Dałam znać Kamili gestami żeby nie mówiła nic chłopakom, a sama wyszłam z sali..... przecież oni nie mogą wiedzieć o Adrianie. Nagle z sali wybiegł Bartek.
   - Wołaj lekarza ona się dusi!!!!!
   - Co !? - szybko pojęłam powagę sytuacji i pobiegłam szukać Kuby.
W tej chwili zaczęłam się drzeć na cały szpital i biegłam po lekarza. Po chwili zobaczyłam Kubę jak biegnie  w moją stronę.
    - Ona się dusi  szybko! Biegnij!! Pomóż jej ! Proszę ...
Gdy dobiegliśmy na salę i Jakub zobaczył, że Kama jest cała sina, więc kazał pielęgniarce intubować (dla nie wiedzących: maszyna będzie oddychać za nią).Lekarz kazał nam wyjść z sali, a sam zajął się Kamilą. Kilka minut później zobaczyliśmy jak wychodzi z sali, a za nim na łóżku jedzie Kamila. Zbyszek od razu podbiegł do niego i spytał się:
   - Gdzie ją zabieracie?
   - Na OIOM (oddział intensywnej opieki medycznej) musi być cały czas monitorowana.
   - Czyli nie wyjdzie dzisiaj ze szpitala?
   - Taak wyjdzie już zaraz, idę po wypis- powiedział sarkastycznie doktor.
   - Nie musiałeś tego mówić z taką ironią.
   - Ona jest nie przytomna jak ty to sobie wyobrażasz? Dobra, tu już nie wejdziecie.-przystopował nas przed drzwiami z wielkim napisem OIOM.
   - Ale obudzi się?!- krzyknęłam za nim.
   -Możliwe... Nie no taki żarcik. No pewnie że się obudzi.- dodał Jakub - Jest silna.
Za ten ''miły'' żarcik palnęłam go w tył głowy.
   - A właśnie. Czy Kamila jest na coś uczulona?
   - Chyba nie.. Bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
   - To trzeba będzie zrobić jej testy.
   - Jakie testy?
   - Ciążowe wiesz!- jak widać humor go dzisiaj nie opuszczał.
   - No wiesz ja może nie jestem aż tak wykształcona w tym kierunku żeby wiedzieć o co kaman.
   - Dobra to ja lecę. Mam jeszcze innych pacjentów.
No i poszedł a my zostaliśmy sami na korytarzu. Siedziałam i zastanawiałam się nad tym wszystkim. Chłopaków nie było już ponad pół godziny.  I przypomniało mi się, że Kama dalej ma swoje rzeczy w starej sali, więc poszłam po nie. W sali na stole w wazonie stały kwiaty- goździki. Pomyślałam, że to od Zbyszka. O chłopaki przyszli. Ciekawe gdzie się szlajali...
   - O widzę, że przyniosłeś kwiatki dla Kamili.-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
   - Ja? Myślałem że to ty!-powiedział szczerze zdziwiony.
   - No dobra mniejsza z tym. Idziemy do Kamy?
   - Ok możemy.
No i poszliśmy popatrzeć przez szybę bo niestety nie mogliśmy tam wejść. Nagle podszedł do nas jakiś lekarz.
   - Dzień dobry.-odezwał się pierwszy.
   - Dzień dobry. A Pan to kto?-zapytał Bartek, który tak długo się nie odzywał.
   - Doktor Gawryło. Jestem alergologiem. Mam zrobić testy pani Kamili.
   - Okej. Jest na sali.
   -Tyle to ja też wiem.-uśmiechnął się i wszedł do sali, a za nim pielęgniarka.
I czekaliśmy na korytarzu z godzinę za nim wyszedł.
   - I co ? I co?- dopytywał się Zbyszek.
   - Już wiemy co spowodowało ten atak. Pani Kamila jest silnie uczulona na kwiaty: goździki. Czy może wiecie gdzie miała kontakt z alergenem? I sądząc po tym ataku duszności ma też astmę.
   - Nie, raczej nie.....Zaraz! Te kwiaty w sali gdzie leżała... na jej szafce... w wazonie stały goździki!
   - No i wszystko jasne.
Nagle podbiegła do niego pielęgniarka.
   - Panie Doktorze! Pan Konica pana woła!
   - Ok dzieciaki to ja lecę. - powiedział na odchodnym.
   - Dzieciaki ... Pff ... Odezwał się najstarszy - powiedział Bartek, a ja tylko pokręciłam głową.

Po kilku dniach uczęszczania codziennie do szpitala Zbyszek tracił nadzieję czy ona rzeczywiście zacznie sama oddychać i czy się obudzi. W końcu nastąpił przełom.
Siedzieliśmy jak to dzień w dzień przed salą gdy tu z sali wychodzi pielęgniarka i mówi.
   - Państwo może są jakąś rodziną Pani Przybylskiej ?
   - Jesteśmy jej przyjaciółmi- odezwał się Zibi.
   - No to macie pewne powody do radości...-nie skończyła gdyż Zbyszek wszedł jej w słowo
   - Obudziła się?! Oddycha już normalnie?!- nie mógł wytrzymać.
   - Jak na razie oddycha już sama.
Ta wiadomość podniosła nas na duchu. Jest coraz lepiej i tylko czekać aż Kama się obudzi...




Witamy ! :D
W końcu jest kolejny rozdział :)
Praktycznie cały powstał dzięki Limonkowej, a ja tylko dodałam kilka zdań :P

Chciałabym Was zaprosić (jeśli macie czas i ochotę ;) ) na mojego nowego bloga http://nie-przejmuj-sie-drobiazgami.blogspot.com/
 
Nie zanudzam już i oddaję rozdział w wasze ręce :)
Czytajcie i komentujcie !
Zibimada & Limonkowa


 


piątek, 27 grudnia 2013

Dziesięć.

Siedzieliśmy z Bartkiem od dwóch godzin przed telewizorem i oglądaliśmy jakieś seriale. Nagle ktoś wszedł do mieszkania. Chyba ten ktoś chciał być cicho, ale mu się nie udało.  Usłyszeliśmy spadającą z komody doniczkę i ciche narzekanie. Poszliśmy razem z Bartkiem do przedpokoju i zapaliliśmy światło.
   - Zibi ? Po to jest światło aby je zapalać, gdy jest ciemno - zauważył Kurek.
   - Chciałem tak po cichutku wejść, aby nikt mnie nie usłyszał - odpowiedział rozmasowując kolano.
   - Pokarz to - zaprowadziłam go do salonu, posadziłam na kanapie i obejrzałam kolano. Poszłam do kuchni po lód i przyłożyłam go do nogi.
   - Miałem taki dobry humor... Jakieś przemeblowanie ? Co tam robi ta komoda ?
   - Ona tam stoi od samego początku.
   - Dobra. Koniec tych smętów ! Wspominałeś, że miałeś taki dobry humor - do salonu przyszedł Bartek z herbatą.
   - A no miałem ! - wyszczerzył się i zaczął pić napój.
   - No więc ? Z jakiego powodu ? - dopytywał Bartek.
   - Aaa... No bo ... No wiecie ....
   - No nie wiemy. Weź przestań owijać w bawełnę tylko nam to powiedz !
   - No dobra. Więc ... Razem z Kamilą postanowiliśmy, że ... że zaczniemy od początku ! - cieszył się, a ja razem z nim, no a Bartek siedział i patrzył się na nas jak na debili.
   - Sorry, ale nie rozumiem ... Aaahaaa ! Czyli, że nie ma tego co było, a jest to co się zaczyna, tak ?
   - Tak Bartek. Zgadza się - uśmiechnęłam się do niego.
   - No. A Kam jutro wychodzi, więc po nią pojadę.
   - A trening ? - spytałam.
   - No proooszęęę. Wymyśl coś. Powiedz, że ... O ! No przecież uderzyłem się i boli mnie kojano...i no.....O! Zwolnienie lekarskie-powiedział uszczęśliwiony Zbyszek.
   - Zapomnij  - powiedziałam obojętnie.
   - No proszęęę ... To dla mnie bardzo ważne. Przecież mamy spędzać ze sobą najwięcej czasu. A ty stawiasz przeszkody - odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.
   - Czy to jest szantaż ?!
   - Zwał jak zwał ale ma być skuteczne....
   - Nie będę się tłumaczyć za Ciebie przed trenerem. Chcesz to sam mu to powiedz.
   - A co ty, chcesz żeby rozpętała się trzecia Wojna Światowa ? - zaśmiał się Kurek.
   - Co ? Może powiesz mi, że z trenerem się nienawidzą ?
   - Nie, nie to chciałem powiedzieć. Chodzi o to, że trener by się wkurzył, bo za niedługo gramy mecz przecież.
   - I ty przeciwko mnie . Foch. Jadę na trening  - wstał i wyszedł, ale po chwili wrócił.
   - Przecież już go mieliśmy - usiadł z powrotem na kanapie, siedział i nic nie mówił.
Wstałam i poszłam do łazienki, wróciłam po pięciu minutach, a Zbyszek nadal siedział i nic nie mówił.
  - Masakra... Człowieku, weź się ogarnij. O której ona wychodzi.
  - No rano .
  - Ty ciołku ! A trening jest jutro tylko popołudniowy !
  - O ! No to fajnie !  - ucieszył się.
Resztę czasu spędziliśmy na rozmowie, a później chłopaki poszli do swoich mieszkań.

Następnego dnia:

Obudziłam się ok. siódmej i powoli wykonywałam poranne czynności.Nagle słyszę telefon. Odbieram ,a tam dzwonią ze szpitala......szpitala! Z Kamą jest gorzej... Zbyszek się pewnie załamie...
   - Ale co jej dokładnie sie stało?
   - Straciła przytomność.
   - Będę tam za pół godziny - szybko się rozłączyłam, ubrałam i wybiegłam z domu.
Zamówiłam taksówkę, która po chwili zawiozła mnie do szpitala. Zapłaciłam i podziękowałam kierowcy i szybko wpadłam do budynku.
   - Dzień dobry. Chcę się jak najszybciej skontaktować z doktorem Urbańskim ... Jest on lekarzem prowadzącym mojej przyjaciółki.
   - Pani Kamili Przybylskiej tak ? - kiwnęłam tylko głową - Przepraszam, ale nastąpiła pewna zmiana. Lekarzem prowadzącym jest doktor Jakub Markowski. Znajdzie go pani w gabinecie 101.
Szybko udałam się pod odpowiednie drzwi. Zapukałam i weszłam.
   - Kuba ?
   - Gabi ?
   - Hej. Co się dzieje z Kamilą ? Dostałam telefon, że straciła przytomność...
   - Tak. To wszystko przez zwiększony stres. Ale dzisiaj ją wypiszemy.
   - Jaki stres ???
   - Pielęgniarka mówiła, że był u niej jakiś mężczyzna ...
Analizowałam wszystkie informacje i próbowałam wszystko poskładać w jedną całość. Po minucie wszystko do mnie dotarło. Szybko wstałam i pobiegłam do przyjaciółki. Wpadłam do jej sali i spojrzałam na nią błagalnie.
   - Kamila... Tylko nie mów, że on ...
   - On wrócił ...



Cześć Wam. 
Takim oto dość krótkim epizodem was dzisiaj witam. Rozdziały miały być dodawane co sobotę, ale się teraz akurat nie udało, bo prawie w ogóle nie miałam czasu, ale to się zmieni.
Zakończenie takie trochę tajemnicze, ale wszystkiego się dowiecie.
Nie zanudzam ;) Zapraszamy do czytania i komentowania !
Zibimada & Limonkowa
  

niedziela, 15 grudnia 2013

Dziewięć.

Spojrzałem się na lekarzy z bezradnością i przerażeniem, a oni tylko wyprosili mnie na korytarz.  Przeszedłem cały korytarz chyba z dwadzieścia razy. Przecież mówili, ze wszystko będzie dobrze jak się wybudzi. Ona mnie nie pamięta ... W ręku trzymałem telefon, z zamiarem poinformowania Gabi. Ostatecznie stwierdziłem, ze jeszcze tego nie zrobię. Poczekam, aż wyjdą lekarze.
Usiadłem na krzesełku i schowałem głowę w rękach.
   - Zbyszek ? - usłyszałem Głos Gabi. Powoli podniosłem głowę, a ona dostrzegła łzy w  moich oczach - Co się stało ? - spytała drżącym głosem.


Oczami Gabrysi:

Kiedy tylko zobaczyłam Zbyszka na korytarzu i dostrzegłam, że płakał, wiedziałam, że coś się musiało stać.
   - Zbyszek ? ... Co się stało ? - spytałam, a on powoli wstał i stanął naprzeciwko mnie.
   - Ona ... Ona mnie nie pamięta ... - nie wierzyłam w to co powiedział - Lekarze wyprosili mnie z sali i siedzą u niej w sali... Mówili, że będzie dobrze, że żadna utrata pamięci jej nie grozi...
Usiadłam na jednym ze szpitalnych krzesełek i  patrzyłam się przed siebie.
Z sali wyszli lekarze i podeszli do nas.
   - Naprawdę nam przykro. Nie pamięta tych rzeczy co spotkały ja niedawno.
   - Mogę do niej wejść ?
   - Tak. Oczywiście.
Wytarłam kilka łez, które zdążyły mi spłynąć po policzkach i otworzyłam drzwi. Po cichu weszłam do sali i usiadłam obok jej łóżka.
   - Gabi. Jak się cieszę, że w końcu jesteś.
   - Ja też się cieszę.
   - Mam do Ciebie pytanie. Kim był ten mężczyzna, który tutaj siedział. Wiem, że to Zbigniew Bartman, ale czemu on siedział przy mnie i trzymał mnie za rękę ?
   - No, bo wiesz ...
   - On mnie uratował, tak ?
   - Nie. On ... On jest twoim chłopakiem ...
Wpatrywała się we mnie przez kilka minut, po czym cicho odpowiedziała.
   - Przecież ja nie mam chłopaka ...
   - Ale to jest prawda. Nie pamiętasz go, bo straciłaś pamięć. ... Jaką rzecz ostatnią pamiętasz ?
   - Przyjechałyśmy do Rzeszowa, później ... później ... Boże ja straciłam pamięć, ja nic nie pamiętam. Dlaczego ? - spytała się i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
   - Może opowiem ci najważniejsze momenty jak już mieszkałyśmy w Rzeszowie ? - zgodziła się i zaczęła słuchać. Opowiadałam jej wszystko co się działo, jak poznała Zbyszka, jak zaczęli być ze sobą, jak dostałyśmy pracę. Przypomniałam jej urodziny, pieska, którego dostała od Zibiego i ten wypadek.
   - Czyli, Zbigniew Bartman, to mój chłopak. Pracuję w Resovii jako psycholog, znam siatkarzy .... A czy to czasami nie jest żadna bajka ? - uśmiechnęłam się blado w jej kierunku.
   - Nie. To jest cała prawda.
   - Chciałabym wszystko pamiętać... Mogłabym z nim porozmawiać ?
   - Pewnie.  Zawołam go...
Wyszłam na korytarz, podeszłam do Zbyszka i poinformowałam go, że Kamila chce z nim porozmawiać. Kiedy drzwi za nim się zamknęły na korytarzu pojawił się Bartek.
   - Zibi do mnie dzwonił. Nic nie pamięta ?
   - Pamięta mnie i wszystko co się działo, zanim tu przyjechałyśmy.
   - A gdzie Zibi ?
   - Chciała z nim porozmawiać, więc do niej poszedł.
   - Aha. Dzwonił do mnie i kazał mi przywieść album ze zdjęciami...
   - Dobry pomysł, ale nie wiem, czy to coś da ...
   - Na pewno. Ona jest silna. Da radę i na pewno sobie wszystko przypomni - przytulił mnie.
Z sali, po jakiejś pół godzinie, wyszedł Zbyszek zadowolony i uśmiechnięty.
   - I co ?
   - Nic. Po tym jak zacząłem jej opowiadać, przypomniała sobie sytuacje, których ani ty, a ni ja jej nie mówiliśmy. Czyli, sytuację z cukrem i wszystko co było z tym związane, aż do obiadu, na który nas zaprosiłyście, imię pieska i to, że dostała go ode mnie na swoje urodziny, i sytuację z basenu - stałam tak na przeciw niego i nie mogłam w to uwierzyć, że jemu się udało coś jej przypomnieć - Powiedziała jeszcze, że ona wierzy i tobie i mi, że jestem jej chłopakiem, ale na razie musi od tego wszystkiego odpocząć.
   - Ale jak ty jej to wszystko przypomniałeś ? Co, opisałeś jej pieska, jak wygląda ? - wtrącił swoje pytanie Bartek.
   - Miałem trochę zdjęć na telefonie - uśmiechnął się.
   - No tak. Zaraz pielęgniarka nas wyprosi, bo kończy się czas odwiedzin, więc może zostawimy jej ten album ? Tutaj jest więcej zdjęć.
   - Świetny pomysł. To ja go zaniosę - zgłosił się Zbyszek.
Razem z Bartkiem powoli udaliśmy się do wyjścia. Zbyszek w połowie drogi nas dogonił i razem pojechaliśmy do domu.
   -Ej, Zibi może zawiózł byś jej tam pieska tak dla lepszego przypomnienia?
   -Ale że co? Teraz? Przecież jest 20 .
   -Tak. Dzisiaj. O północy-powiediałam z sarkazmem, ale po chwili dodałam- No przecież to oczywiste że jutro.
   -Świetny pomysł, ale jak ja go tam wniosę ?
   -Jutro coś wymyślimy. A ty czasem nie miałeś przynieść Kamie jakiejś innej piżamy ?
   -A no rzeczywiście. Dzięki Gabi. -uśmiechnął się do mnie -Ale ja już będę leciał. Siemka.
   -Hei.-odpowiedziałam równo z Bartkiem.

*Następnego dnia*
   -Zbyszek ty chyba miałeś coś wziąc dla Kamy?-zapytałam.
   -Po raz kolejny ratujesz mi życie. Dzięki.
 Poszedł do sypialni Kamili, wziął piżamę leżącą na łóżku i bezceremonialnie wepchnął ją do torby.
  -Możemy ruszać. Acha Gabi nakarmiłaś dzisiaj Miśka ?
   -Tak ale niczego nie tknął.
   -A propo gdzie on teraz jest ?
   -Pewnie gdzieś sie schował. Upodobał sobie tą zabawę i ciągle gdzieś znika.
   -Kurde miałem go wziąć dla Kamili ale jest już późno i jutro go jej zawiozę.
Na drodze nie było korków, więc po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu.
*W szpitalu*
   -Hei Kama! Jak sie czujesz- zapytał zatroskany Zbychu.
   -A dziękuję już lepiej. Masz moją piżamę?
   -No pewnie jak mógłbym zapomnieć.
Zgromiłam za to Zibiego wzrokiem. No właśnie jak on mógłby zapomnieć?! Ciekawe ....
   -Dobra Gabi pomożesz mi dostać się do toalety żebym sie mogła przebrać?
   -Jasne już idziemy.
Gdy pomogłam wydostać sie Kamie z łóżka i posadzić ją na wózek pojechałyśmy z torbą,w której wydawało mi się, że coś tam sie rusza,do toalety.W toalecie po otwarciu torby zauważyłam pewną zmianę. Od kiedy na piżamie może być psia łapa. Wyciągam patrze a tu......Misiek! Taką oto kryjówkę sobie tym razem upodobał.
   -Kamila zgadnij co jest w torbie!
   -Yyyyy..no może....piżama....?
   -No i coś jeszcze..?
   -Nie mam pojęcia.
   -Misiek! - wyciągnęłam psiaka z torby i pokazałam Kamili, a ten kiedy tylko zobaczył właścicielkę zaczął się cieszyć. Od razu dałam go przyjaciółce, bo chyba bym go nie utrzymała, tak się wiercił.
   - Myślałam w nocy ... - powiedziała nagle Kama.
   - Coś ci się chyba poprzestawiało. W nocy się śpi, a nie myśli.
   - Ja już się chyba wyspałam na zapas - wystawiła mi język.
   - No dobra więc ... O czym myślałaś ?
   - O Zbyszku .... Naprawdę go kocham co nie ? - już miałam odpowiedzieć, ale ona ciągnęła dalej - Nie odpowiadaj, to było pytanie retoryczne. Co ja mam teraz zrobić ? Wszyscy mówicie, że jesteśmy parą. Ja już też się w tym upewniam. No ale co mam zrobić ?
   - Pasujecie do siebie .... Nie wiem Kam. To twoje życie. Szkoda by było gdyby to już był koniec.
   - Ja tego nie powiedziałam !
   - Dobra, dobra. Zrobisz to, co uważasz za słuszne. Chodźmy już, chłopaki się pewnie niecierpliwią.
   - A będę mogła porozmawiać ze Zbyszkiem ? - zatrzymałam się przy drzwiach i odwróciłam w jej stronę.
   - To zabrzmiało tak, jakby małe dziecko pytało się mamy czy mu kupi lizaka - zaczęłam się śmiać, a Kamila ze mną.
   - Fakt.
Kiedy byłyśmy już w sali nadal nie mogłyśmy przestać się śmiać, a chłopaki patrzyli się na nas jak na idiotki.
   - Ok. Wynocha ! - pierwsza odezwała się Kamila, a Zbyszek już prawie był na korytarzu - Nie ty debilu !
   - Nieee ???  ...  - po chwili ciszy dodał patrząc się na nas - No wynocha ! Nie słyszeliście ??? - razem z Bartkiem w wyśmienitych humorach pojechaliśmy do domu.



No to ten ... :P
Jest dziewiątka :)
Dodaję dzisiaj, bo mam wyśmienity humor z dwóch powodów :D
1. Resovia wygrywa z Indykpolem 3:1 :D
2. Kamil Stoch wygrał dzisiejszy konkurs :D
Oby częściej było tak wspaniale :P
A teraz was już nie zanudzam :) Czytajcie i komentujcie :D
Zibimada & Limonkowa

środa, 4 grudnia 2013

Osiem

  -Ale.....jak to?.....To nie może być aż tak poważne....-mówiłam przez łzy.
   - Jeszcze raz bardzo mi przykro, ale pani Jolanta jest w bardzo ciężkim stanie.
   -Pani Jolanta? Ale nasza przyjaciółka ma na imię Kamila- powiedział zaskoczony Zbyszek.
   -Naprawdę??...-zaczął przerzucać kartki na swojej podkładce.- Achaaa , przepraszam was bardzo pomyliły mi się wyniki. Wasza koleżanka ma tylko wstrząs mózgu i złamaną nogę. Jak jej stan się ustabilizuje i gdy wybudzi się ze śpiączki to wypuścimy ją gdzieś tak za tydzień góra dwa.
   -Słyszysz Zbuchu ?? Kamie nic aż tak poważnego nie jest! - ucieszył się Bartek kiedy lekarz już odszedł.
Siedziałam nadal nieruchomo, a łzy nadal leciały. Ale tym razem ze szczęścia.
   - Hej, Skarbie. Już dobrze. Wyjdzie z tego, jest silna - mówił Bartek.
   - Wiem, ale tym razem płaczę z radości. Gdyby lekarzowi nie pomyliły się wyniki i to byłaby prawda, to ... To nie wiem co bym zrobiła.
   - No, ale już nie płaczemy. Wycieramy oczka i nosek. Pięknie się uśmiechamy - zrobiłam to o co prosił - I już się nie martwimy - na koniec mnie pocałował.
Wstałam z podłogi i podeszłam do Zbyszka. Przytuliłam go mocno i staliśmy tak kilka minut.
   - Przez tak krótki czas między nami powstała tak silna więź. I nie chodzi tutaj o Kamilę, ją kocham jak dziewczynę, a ciebie jak przyjaciółkę. I Bartek ! Nie bądź nigdy zazdrosny ! - zaśmiałam się - No. Teraz już chyba będzie tylko lepiej. Musi ...


Oczami Gabrysi:

Po namowach Zbyszka, razem z Bartkiem wróciliśmy do domu. Położyłam się w salonie na kanapie i czekałam na Bartka. Przyszedł po pięciu minutach i położył się obok mnie.  Przytuliłam się do niego mocno i leżeliśmy tak z dziesięć minut.
   - Nie martw się Skarbie. Wszystko będzie dobrze.
   - Ale ja się nie martwię.
   - Mnie nie oszukasz - pocałował mnie, a w tym samym czasie do salonu przybiegł Misiek.
   - O jejku ! Piesku ! Zapomniałabym o tobie ! - wzięłam go na ręce i  poszliśmy do kuchni. Bartek nasypał do miski, wcześniej kupioną karmę. Puściłam Miśka na podłogę, a ten od razu podbiegł do miski. Kiedy tak stałam, doszłam do wniosku, że zadzwonię do mamy. Wybrałam numer i czekałam na połączenie.
   - Holo ? - odezwał się głos w słuchawce.
   - Cześć mamuś.
   - Gabrysia ! W końcu zadzwoniłaś. Myślałam, że coś się stało !
   - A no stało się ... Kamila miała wypadek ...
   - O Boże ! Nic jej nie jest ?!
   - Ma wstrząs mózgu, złamaną nogę no i jest w śpiączce, ale lekarze powiedzieli, że za kilka dni powinna się wybudzić, a jak nie to oni ją wybudzą.
   - Biedactwo. Ona to ma pecha w życiu ....
   - A żebyś wiedziała mamo ...
   - A tak poza tym to nic u was nie słychać ? - dopytywała się.
   - Słychać, słychać. Mamy pracę w klubie, no i mamo ... Mam chłopaka. Zresztą Kama też.
   - Naprawdę ?! Tak się cieszę !
   - Niedługo, mam nadzieję, go poznasz ...
   - No ja myślę. Przepraszam skarbie, ale muszę kończyć, bo ja w pracy jestem.
   - Ok. Pozdrów tatę, Huberta i Patrycję.
   - Dobrze, a ty tych waszych chłopaków i Kamilę jak tylko się wybudzi.
   - Masz to jak w banku - pożegnałyśmy się, a ja poszłam do kuchni, gdzie Bartek przygotowywał coś do jedzenia. Usiadłam przy blacie i mu się przyglądałam. 
   - Zaraz będzie obiad - uśmiechnął się do mnie.
   - A jak powiem, że nie jestem głodna ? - droczyłam się z nim.
   - Ja ci dam nie jestem głodna. Musisz coś zjeść. Jak sama tego nie zrobisz to cię nakarmię - podszedł do mnie.
    - To ja wybieram tą drugą opcje - zaśmiałam się.
    - Spokojnie. Nakarmimy Cię - skradłam mu buziaka i pobiegłam nakryć do stołu.


Oczami Zbyszka:

Siedziałem obok jej łóżka i przyglądałem się jej. Była blada i poobijana, do tego gips na nodze. Łzy momentalnie pojawiły się w moich oczach.
   - Nie zostawisz mnie prawda ? Musisz walczyć. Dla mnie, dla Gabi, dla nas wszystkich. To co, że lekarz powiedział, ze twój stan się pogorszył, ty dasz radę -  mówiłem już całkiem płacząc.
To prawda. Jej stan się pogorszył, ale ja nie dzwoniłem do Gabi lub Bartka. Nie chcę ich denerwować. Tym bardziej, że Gabi musi odpocząć. A może to tylko takie chwilowe osłabienie ? Więc po co ich denerwować ?
   - Proszę Pana ? Proszę iść do domu. Pani Kamila, ma tutaj naprawdę dobrą opiekę.
   - Nie. Nie zostawię jej.
   - To przygotuję panu łózko obok - zaproponowała pielęgniarka.
   - Dziękuję - odwróciłem się w jej stronę i posłałem lekki uśmiech
Nie obchodziło mnie to, że za mną pielęgniarka ścieliła łóżko. Wpatrywałem się cały czas w Kamilę. Teraz sobie uświadomiłem, że Ona jest dla mnie najważniejsza.


Trzy dni później:

Siedzę właśnie w kuchni u Gabi i jem przygotowany przez nią obiad.
   - Zibi. Zostań jeszcze, prześpij się, a ja do niej pojadę. Spędzasz tam cały swój czas i prawie nic nie śpisz.
   - To i tak cud, że pojechałem na trening - odpowiedziałem i przełknąłem ostatni kęs zapiekanki - Dziękuję. Było pyszne. I nie martw się tak o mnie.
   - Łatwo Ci mówić. Niedługo to i Ciebie wezmą na oddział.
   - Już nie przesadzaj - przytuliłem ją i udałem się do wyjścia.
   - Dzwoń. Gdyby coś się działo.
   - Ok. Pa.
   - Pa.
Wsiadłem szybko do auta Bartka, które mi pożyczył i pojechałem w stronę szpitala.  W połowie drogi, kiedy stałem na światłach rozdzwonił się mój telefon.
   - Halo ?
   - Dzień dobry. Pan Zbigniew Bartman ?
   - Tak.
   - Chciałam poinformować, że stan pani Kamili się znacznie poprawił i lekarze będą ją wybudzać ze śpiączki.
   - Dziękuję. Już jadę - rozłączyłem się i jak na zawołanie pojawiło się zielone światło.
W szpitalu byłem, po pięciu minutach. Udałem się pod odpowiedni numer i wszedłem do sali gdzie byli już lekarze. Usiadłem przy łóżku i trzymałem ją za rękę. Powoli otwierała oczy. Rozejrzała się po sali i swój wzrok zatrzymała na mnie. Byłem tak szczęśliwy, ale moje szczęście po chwili pękło jak mydlana bańka.
   - Kim pan jest ... ?




No i jest ósemka.
Z lekkim opóźnieniem, ale jest.
Myślę, że gdyby nie to, że jestem chora rozdział pojawiłby się dopiero w sobotę :(
Nie będę przynudzać.
Zapraszamy do czytania i komentowania.
Zibimada i Limonkowa :*

PS. Jesteśmy zmuszone do wypróbowania czegoś.

    5 komentarzy = Nowy rozdział.