wtorek, 29 kwietnia 2014

Czternaście.

Stałam przed ołtarzem w białej sukni. W tle rozbrzmiewała się przepiękna muzyka. Spojrzałam się na mężczyznę stojącego obok mnie i był nim Zbyszek. W panice zaczęłam szukać Kamili. Odwróciłam się i dostrzegłam ją siedzącą w pierwszej ławce całą zapłakaną, a obok niej leżał nóż. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, nie mogłam do niej krzyknąć. Kiedy ona poderwała się i z ostrym narzędziem w ręku wybiegła z kościoła, ja nie mogłam ruszyć się z miejsca. Próbowałam, ale na nic. Jakaś niewidzialna siła trzymała mnie i nie chciała dopuścić abym pobiegła za przyjaciółką. Ceremonia się zakończyła. Wszyscy z wielką radością zamierzali wyjść z kościoła, ale ja czym prędzej wybiegłam i zobaczyłam Kamilę leżącą w kałuży krwi. Zaczęłam krzyczeć, wołać o pomoc, ale nikt nie przychodził. Nikogo obok mnie nie było. Wszyscy goście, rodzina, przyjaciele - wszyscy nagle się rozpłynęli. Klęczałam przy przyjaciółce i płakałam. Błagałam aby wróciła, przepraszałam, ale to nie pomagało. Moja suknia, która chwilę wcześniej była śnieżnobiała, zmieniła kolor na czerwony. Wszędzie krew, a z każdej strony było słychać śmiechy. Czułam się taka mała i bezbronna, jakby ktoś mnie wytykał palcami i szydził ze mnie. Położyłam się obok przyjaciółki i wylewałam strumienie łez. Nie obchodziło mnie, że byłam cała we krwi, po prostu leżałam i błagałam o pomoc ...

Nagle obudziłam się z krzykiem na co Bartek również się poderwała z łóżka. Byłam cała mokra od potu i łez, które już przestawały lecieć. Opowiedziałam Kurkowi cały sen, a on mnie przytulał.
   - Już dobrze - uspokajał mnie Bartek, kołysząc na boki.
   - To był straszny sen. Nie, to nie był sen, to był koszmar  - powiedziałam cicho.
   - Ale to nie była prawda i nigdy nic takiego się nie wydarzy ... No już dobrze - mocno mnie przytulił i chwilę tak siedzieliśmy - Spróbuj zasnąć. Cały czas jestem obok.
Położyłam się na boku, ale w ogóle nie mogłam zmrużyć oczu. Bartek już sobie smacznie spał, a moja wyobraźnia nagle dostała energii i zaczęła mnie po prostu prześladować. W końcu zerwałam się z łózka, wzięłam telefon i zamknęłam się w łazience. Wybrałam numer do Kamili i czekałam aż odbierze. Odebrała po pięciu sygnałach.
   - Kamila ! Żyjesz ?!
   - Jeszcze tak ... - odpowiedziała na wpół przytomnie.
   - Boże ! Nie rób nic głupiego ! - zaczęłam myśleć, że to była jednak prawda, a nie sen.
   - Ale ... O co ci chodzi ? - spytała nic nie rozumiejąc.
   - Zostaw ten nóż !
   - Jaki nóż do cholery ?!
   - Ten co leży na ławce ! Błagam nie dotykaj go !
   - Ale ... Tutaj nie ma żadnej ławki ? ...
   - To gdzie ty jesteś ???
   - No w szpitalu.
   - Aha... No tak. Ok. Pa.
Jak najszybciej się rozłączyłam i doszłam do stwierdzenia, że z Kam wszystko w porządku. Został mi jeszcze Zbyszek. Wyszukałam jego numer w kontaktach i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Tam musiałam poczekać trochę dłużej na połączenie.
   - Halooo ? - odezwał się zaspany głos.
   - Gdzie jesteś ?!
   - Gabi ??? Yyy ... No jak to gdzie jestem ? Jest godzina trzecia nad ranem, więc raczej jestem w łóżku.
   - U siebie ?
   - No nie ! Wiesz co ? U ciebie !
   - Boże Zibi ... Co my zrobiliśmy ... Jak ja teraz Kamili spojrzę w oczy - zaczęłam panikować.
   - Takie małe pytanko. A gdzie ty jesteś ?
   - No w łóżku. Znaczy w łazience !
   - Dobra. Przyjmijmy, że jednak jesteś w łóżku... U siebie ?
   - No tak.
   - A kto leży obok ciebie ?
   - Bartek.
   - I jaki z tego wniosek?
   - No Ciebie tu... a! No to pa!-rozłączyłam się i poszłam do łóżka.
Czyli ze Zbyszkiem i Kamilą jest wszystko w porządku. Z nimi tak, ale ze mną coś się jednak dzieje złego. Mam strasznie wybujałą wyobraźnię... A może trzeba się wybrać do jakiegoś specjalisty ???
Z większym spokojem poszłam do sypialni i położyłam się obok mojego chłopaka i w kilka minut zasnęłam.
Rano obudził mnie jakiś huk. Podniosłam się na łokciach i zauważyłam, że Bartek jeszcze śpi i nie zamierza się budzić. Wstałam i na palcach poszłam do kuchni, gdzie zastałam Adriana.
   - Czego szukasz ?
   - Yyy ... Obudziłem Cię ? Wody, soku, czegokolwiek ...
Otworzyłam lodówkę i doszłam do wniosku, że dzisiaj koniecznie trzeba pojechać na zakupy. Dałam mu mleko, ale po chwili tego żałowałam, bo nie miałam do płatków.
Bartek wstał i uśmiechnięty usiadł przy blacie, na co zareagowałam zdziwionym spojrzeniem, bo widzieć go uśmiechniętego o siódmej rano to nie mały szok. Zibi przyszedł po godzinie również uśmiechnięty.
   - A wam co się stało ?  Treningu dzisiaj nie ma, czy co ?
   - Jest. Za godzinę. A propos. O co chodziło z tym telefonem. Lunatykujesz w nocy ? - spytał Zibi.
Bartek spojrzał się na mnie zdziwiony. I bacznie mnie obserwował przez prawie pięć minut, a ja próbowałam znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie.
   - Yyy ... No nie ... To nic ważnego. I wcale nie lunatykuję. Tak po prostu wyszło... O ! A masz może mleko w domu ???
Od razu zapomniał o wcześniejszym pytaniu i pognał do siebie po mleko, a chłopaki pomogli mu zanosić rzeczy Kam.
O wpół do dziewiątej wyszliśmy na trening. Ja udałam się do swojego gabinetu. Przebrałam się w służbowe ciuchy i dołączyłam do rozgrzewających się chłopaków.
   - Ej! Nie ociągać mi się tu !
   - Skoro jesteś taka mądra to może sama spróbujesz? -powiedział Cichy Pit, a ja spojrzałam się na niego jak na idiotę.
   - Czasami zastanawiam się jak Ciebie mogą nazywać cichym...-przybrałam minę myśliciela.
   - Co ty robisz?!-krzyknął zdziwiony.
   - Stoję? ... Ej! Nie zmieniaj tematu!
   - Czy ty... czy ty... myślisz? No chłopaki brawo bijemy! Wielki sukces naszej Gabi!- wtem wszyscy zaczęli klaskać, a ja strzeliłam facepalma.
   - Boże z kim ja żyję!- powiedziałam i usiadłam na krzesełku.



Witam :)
Po dość długiej nieobecności, której miało już nie być, no ale jednak coś nie wyszło. Były święta, egzaminy, więc czasu nie było zbyt wiele :(
Pewnie to nie jest dobre wytłumaczenie, ale po prostu nie miałam dużo czasu na inne sprawy.
Teraz mam nadzieję znajdę go więcej, ale nic nie obiecuję, bo znowu będę się z tym źle czuła jak coś nie wyjdzie ...
Rozdział dość krótki, ale jakoś tak wyszło.
No, to by było na tyle :)
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Zibimada

sobota, 22 marca 2014

Trzynaście.

Powoli się odwróciłam i zauważyłam idącego w naszym kierunku Adriana. Zapaliła się u mnie iskierka nadziei, że zrozumiał, że da sobie pomóc.
   - Na początku chcę Cię przeprosić. Wiem, ze to wszystko moja wina, nie powinienem Kam dawać tych kwiatów, długo się wahałem, ale chciałem się po prostu zemścić... W więzieniu trafiłem na złe towarzystwo, oni mnie buntowali i stałem się taki jak oni ... Ale mi to nie pasuje, mi to wręcz przeszkadza... Nie chcę tak żyć ... A wiesz co jest najgorsze ? Że nie wiem co mam z tym wszystkim robić ... To mnie boli najbardziej ...
   - Adrian błagam ... Po to tu jestem. Daj sobie pomóc, otwórz się. Zacznij nowe życie. Spróbujmy wszyscy zapomnieć o przeszłości ... Wiem, ze to nie będzie łatwe, ale musisz walczyć. Zrobię wszystko, pomogę Ci. Ale to Ty musisz dać sobie pomóc.
   - Wiem...  Zrobię wszystko. Naprawdę. Będę lepszy, zobaczysz - podeszłam do niego i z całej siły przytuliłam.
   - Najważniejsze, abyś zapomniał o starym, złym towarzystwie.  I poznał jakieś nowe. Musisz też znaleźć pracę, to Ci ułatwi sytuacje.
   - No tak ... A co z mieszkaniem ?
   - Zostaniesz w Rzeszowie.  Na razie zamieszkasz u mnie ...
   - Nie ... A Kama ?  - spytał przestraszony.
   - Kama też chce Ci pomóc, więc o nią się nie martw. Tylko będziesz musiał ją za wszystko przeprosić.
   - A jak mi nie wybaczy ? W końcu ma prawo...
   - Zaufaj mi.  Nie poznałeś jeszcze Bartka, mojego chłopaka. Bartek, to Adrian - mój brat, Adrian, to jest Bartek - mój chłopak - uścisnęli sobie dłonie i zaczęli rozmawiać. Najpierw byli bardzo niepewni w tej rozmowie, ale gdy już znaleźli wspólne tematy, to wszystko się rozkręciło. Spacerkiem szliśmy do mieszkania.
Gdy już tam dotarliśmy, chłopaki usiedli w salonie, a ja poszłam zrobić coś do picia. Przyniosłam herbatę i ciasto.  Cały czas obserwowałam brata, który rozmawiał, śmiał się i był całkiem inny. Nawet nie zauważyli kiedy wyszłam z salonu. W swoim pokoju usiadłam na parapecie i wybrałam numer do Huberta. Odebrał po kilku sygnałach.
   - No hej siostra. Co tam ?
   - Cześć brat. Muszę ci coś powiedzieć.
   - No to dawaj.
   - Adrian jest u mnie ... - nastała chwila ciszy.
   - Jak to ? - nie mógł w to uwierzyć.
   - Normalnie. Hubert. On chce się zmienić. Dał mi sobie pomóc. Musisz tu przyjechać i pokazać mu, że ma twoje wsparcie.
   - Ale kiedy ?
   - Nie wiem. Jak znajdziesz czas to wpadaj. Mszę kończyć. Kocham Cię. Pa.
Zakończyłam połączenie i wybrałam numer do Zbyszka.
   - Halo ? - odezwał się głos po drugiej stronie.
   - Cześć Zibi. Jak tam Kamila ?
   - Jest dobrze. Lekarz powiedział, że jak wszystko będzie dobrze, to jutro ją wypiszą.
   - To świetnie ! A gdzie ty teraz jesteś ?
   - Ja ? No właśnie wchodzę do mieszkania, a co ?
   - Zaraz tam będę - oznajmiłam i się rozłączyłam.
Weszłam do salonu i poinformowałam chłopaków, że idę na chwilę do Zbyszka.
Wbiegłam szybko po schodach i zapukałam do drzwi. Otworzył mi i zaprosił do środka.
   - O co chodzi ? Napijesz się czegoś ?
   - Może wody. Chciałam porozmawiać o Kamili.
   - A dokładniej ???
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
   - Chodzi o to, że jest u mnie mój brat. Doszłam do wniosku, że mieszkanie oddam jemu... Sama przeprowadzę się do Bartka, bo kiedyś mi to proponował, ale nie było na to czasu. Kiedy Adrian, mój brat, zamieszka u mnie, to na pewno nie będziesz chciał aby Kam tam mieszkała. Mam rację ?
   - No masz.
   - No. Wiem, też, bo Kamila mi mówiła, że chcesz aby ona z tobą zamieszkała, ale ona nie chce abym została sama. No ale skoro ja się wyprowadzam, to ona również może.
   - No tak.
   - No właśnie, więc teraz pójdziemy do nas ją spakować, przyniesiemy jej rzeczy tutaj i jutro ją tu przywieziesz.
Siedział przez jakiś czas w ciszy, ale w końcu się odezwał.
   - Jejku ! Ty jak coś wymyślisz, to  zawsze jest genialny pomysł - ucieszył się, a ja z nim.
Zeszliśmy na dół aby spakować jej rzeczy. W salonie chłopaki nadal zawzięcie rozmawiali, na co tylko się uśmiechnęłam, bo Adrian już poznał nową osobę, z którą dobrze mu się rozmawia.
Zaprowadziłam Zibiego do salonu i zapoznałam z bratem. Mieliśmy pakować jej rzeczy, no ale kiedy ZB9 usłyszał, że rozmawiają o motoryzacji, a głównie o motocyklach, to dosiadł się do niech i wkręcił w rozmowę.
Pokręciłam tylko głową i sama poszłam pakować rzeczy Kam.
Zajęło mi to prawie 3 h, a kiedy wyszłam z salonu, to chłopaki nadal rozmawiali.
   - Ja nie chcę wam przeszkadzać, ale dochodzi już pierwsza. A dzisiaj macie jeszcze trening.
   - Pierwsza ?! No ty chyba sobie żartujesz ! Czemu nam nie powiedziałaś ? - oburzył się Zibi.
   - Bo robiłam to, co ty miałeś robić.
   - Ojjj ... Przepraszam. Zapomniałem.
   - Dobra. Idźcie już spać, bo dostanę opiernicz od trenera.
   - Ok. Do jutra ! A w sumie do dzisiaj - dodał Zibi i wyszedł z mieszkania.
Popatrzyłam się na Adriana i Bartka. Po pięciu minutach zorientowali się, że to się tyczy również ich.
Kiedy każdy z nas wziął już prysznic, położyliśmy się do łózek i zasnęliśmy.




Cześć Wam i PRZEPRASZAM ! :(
Naprawdę długo mnie tutaj nie było, ale kiedy tylko usiadłam przy laptopie i miałam coś napisać to nie mogłam skleić żadnego sensownego zdania :( Do tego dochodzi masa nauki :( Za miesiąc egzaminy, więc jest coraz mniej czasu na inne rzeczy :(
Pozostaje też sprawa komentarzy. Kiedy wchodziłam na bloga, to smutno mi się robiło kiedy ich nie widziałam. Myślałam sobie wtedy, że nie podoba Wam się to co piszemy razem z Limonkową.
Ten rozdział cały napisałam ja, bo u niej wena również wyjechała na wakacje... Tak mi się wydaje :(
No ... To by było na tyle.
Mam nadzieję, że pojawią się tu jakieś komentarze z opinią i zachętą do dalszego pisania. Bo bez nich, musze przyznać, będzie ciężko.
Pozdrawiamy :)
Zibimada & Limonkowa

piątek, 14 lutego 2014

Dwanaście.

Następnego dnia Kamę przewieźli na salę gdzie leżała wcześniej.Siedzieliśmy wszyscy razem wokół jej łóżka, gdy odezwał się Bartek.
   - Ej, Zbyszek idź coś zjedz bo od wczoraj nic w ustach nie miałeś.
   - Skąd wiesz?- zapytał Zibi
   - Bo wczoraj byłeś i spałeś u nas!
   - No to Bartek idź z nim, a ja zostanę z Kamą.-powiedziałam. Po chwili chłopaki wstali i poszli do szpitalnego bufetu. Siedziałam przez ten cały czas z Kamilą, gdy nagle usłyszałam.
   - Zbyszek....Zbyszek....
To była Kama.
   - Ale Zbyszka tu nie ma.-odpowiedziałam i nie wiedziałam czy wołać lekarza czy nie.
   - A gdzie jest?...
   - A myślisz że dzięki komu żyjesz?
Popatrzyła na mnie wzrokiem typu ''co się stało?''
   - No bo miałaś przeszczep serca i nie było dawcy, a Zibi mógł ci pomóc i..i..
Kama ze łzami w oczach popatrzyła na mnie, a ja szybko powiedziałam.
   - No głupia jesteś! Przecież żartowałam! Poszedł coś zjeść !-w tym momencie w drzwiach do sali stanął Zbyszek.
   - Jesteś idiotką - powiedziała Kam, ale za chwilę się zaśmiała - No ale i tak cię kocham - przytuliłyśmy się.
W tym momencie Zibi zauważył, że Kamila się wybudziła. Szybko do niej podbiegł i mocno przytulił.
   - Kochanie ... Tak się bałem.
   - Pójdę po lekarza - powiedziałam chyba sama do siebie, lecz po chwili obok mnie szedł już Bartek.
   - Mówiłem, że wszystko będzie dobrze - pocałował mnie - Trzeba tylko wyjaśnić kto przyniósł te kwiaty ...
   - Ja wiem kto to zrobił - powiedziałam twardo, a Bartka zamurowało.
   - Co ? Kto ? - dopytywał.
   - Mój brat.
   - Hubert ? A niby czemu on ? Przecież opowiadałaś mi, że przyjaźnicie się.
   - Nie ten. Drugi brat.
Teraz całkiem go zamurowało i we wszystkim się pogubił. Widząc jego zdezorientowanie, kontynuowałam.
   - Mam dwóch braci. Huberta i Adriana. Z Hubertem jesteśmy, jakby to powiedzieć, najlepszym rodzeństwem pod słońcem. Chociaż zdarzają się również te gorsze dni. A Adriana ... To jakby to powiedzieć ... Wsadziłam do więzienia ...
   - Zaraz, zaraz ... Czegoś tu nie rozumiem ... Jesteś policjantką  ?
   - Noo ... Nie do końca ... Może w tamtym momencie bawiłam się w policjantkę. Handlował narkotykami, sam je brał rzecz jasna, a ja nie mogłam na to patrzeć. Musiałam coś z tym zrobić, więc go wydałam glinom.
Chwilę staliśmy w ciszy i patrzyliśmy na siebie.
   - On chce się zemścić.
   - A co z tym wszystkim wspólnego ma Kamila ? Bo już całkowicie się pogubiłem.
   - Jesteśmy przyjaciółkami. Jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Kiedyś się pokłócili, ogólnie to oni się nigdy nie lubili. A Kama pomogła mi go wsadzić za kratki ... Dobra. Chodźmy po tego lekarza. Porozmawiamy o tym kiedy indziej.
Tak jak powiedziałam, tak też zrobiliśmy. Kiedy lekarz ją zbadał i stwierdził, że wszystko jest już w porządku, zostawiliśmy Kamilę i Zbyszka samych, a sami pojechaliśmy do domu. Usiadłam w salonie i uzupełniałam papiery z Resovii, a Kurek przyrządzał coś do jedzenia.
Po jakimś czasie usiadł obok i się  we mnie wpatrywał.
   - Co ? - spytałam, nie rozumiejąc o co chodzi.
   - Nic. Możemy dokończyć tą rozmowę ze szpitala ? - wiedziałam, ze o to zapyta.
   - Co chcesz wiedzieć ?
   - Wszystko...
   - Nie lubię o tym mówić ... To było Dwa lata temu. Jak zwykle trzasnął drzwiami i gdzieś wyszedł. Wszyscy byliśmy już przyzwyczajeni do takiego zachowania, ale mnie to najbardziej zaczynało irytować i byłam ciekawa gdzie chodzi, co robi, z kim ... Poszłam z Kamilą, śledziłyśmy go ... Dotarłyśmy do jakiejś opuszczonej kamienicy na obrzeżach miasta. Widziałyśmy jak daje coś kumplowi, a ten jemu ... Kam robiła zdjęcia ... Nie poszłyśmy z tym od razu na policję. Odczekałyśmy kilka dni. To się powtarzało. Pewnego dnia, kiedy byłam pewna, że wyszedł na dłużej, poszłam do jego pokoju i wszystko przeszukałam ... Znalazłam narkotyki, wszystko spakowałam do woreczka i zadzwoniłam na policję. Przyjechał jakiś komisarz, auto miał nieoznaczone, więc Adrian nie zorientował się, że w naszym domu jest policja. Aresztowali go, a mi powiedzieli, że narkotyki to nie był jego jedyny problem ... Rodzice i Hubert byli w szoku, ale jednocześnie byli wdzięczni, że to zrobiłam. Raz go odwiedziłam. Było ok, powiedział, że żałuje, że się poprawi. Na następnym widzeniu był już całkiem inny. Nie chciał za bardzo ze mną rozmawiać, tłumaczyłam mu, że to dla jego dobra, ale to było na nic. Dowiedział się, że Kamila mi pomagała. Wpadł w furię, zrobił się agresywny i policja zabroniła wizyt ... To wszystko przez to, że wpadł tam w złe towarzystwo. A teraz ? Próbuje się na nas zemścić. Wiedział, że Kamila ma alergię na goździki to była jego wina. Chociaż jak na razie do mnie się nie odezwał, tylko nachodzi Kam, co mnie bardzo dziwi i martwi, bo on jej nienawidził...
   - Musimy coś z tym zrobić. Przecież tego tak nie można zostawić. On może wam coś zrobić...
   - Wiem, że on nie odpuści i nie rozumiem do czego on zmierza ... A ja chcę mu nadal pomóc ... Chcę go z tego wyciągnąć, tylko nie wiem jak. Pomóż mi ...
   - Zrobię co tylko się da ... Ale to nie będzie proste ...
   - Wiem ...
Zjedliśmy obiad i poszliśmy na spacer. Chodziliśmy już tak jakąś godzinę, gdy w pewnym momencie zauważyłam Adriana. Powiedziałam to Bartkowi i powoli do niego poszliśmy.
   - Adrian ...
Odwrócił się gwałtownie i mierzył nas wzrokiem.
   - Czego chcesz ? Wsadzić mnie znowu do paki ?! Jeśli tak, to idź już sobie.
   - Adrian zrozum ! Chcę ci pomóc, ale ty stawiasz jakieś przeszkody ! - nie wytrzymałam.
   - Wydanie mnie, też było pomocą ?!
   - Tak ! Bo gdybym nie zareagowała, to stoczył byś się całkiem na dno ! Dlaczego ty wszystko utrudniasz ...? Rozejrzyj się ... Każdy wyciąga do Ciebie pomocną dłoń, ale ty wszystkich odtrącasz ... Sam sobie nie dasz rady ... Ranisz innych, czerpiąc z tego przyjemności - wiedziałam, że trafiłam w czuły punkt, ale dopiero się rozkręcałam, była okazja, aby mu wszystko wygarnąć - Większość ludzi się już od ciebie odwróciła, w tym przyjaciele, rodzina, a ty nadal nie chcesz dać sobie pomóc. Nikt już nie ma siły. Spójrz na swojego przyjaciela, który był taki sam jak ty. Zrozumiał wszystko, dał sobie pomóc, a teraz buduje wspaniałą rodzinę ... Co ty chcesz przez to udowodnić, bo już nie rozumiem ? Dobrze wiedziałeś, że Kamila jest uczulona na te kwiaty, a mimo wszystko je tam zaniosłeś. Spójrz na rodziców. Wiesz jak oni się czuli gdy się o wszystkim dowiedzieli ? Nie, nie wiesz i pewnie nie chcesz wiedzieć, bo po co ? Lepiej jest krzywdzić i zadawać ból - wyciągnęłam kartkę i długopis, napisałam swój numer i położyłam obok niego na ławce - Jak zmądrzejesz i dasz sobie pomóc, zadzwoń.
Bez żadnego pożegnania odwróciłam się i razem z Bartkiem ruszyliśmy w drogę powrotną do mieszkania gdy nagle usłyszeliśmy.
   - Zaczekaj ! ...



Witam Was ! :*
Od razu przepraszam, bo zawaliłam na całej linii :(
W ostatnim czasie zaniedbałam wszystko :( Po prostu nie umiałam się do niczego zabrać i jest mi z tym bardzo źle :(
Mam nadzieję, że mi wybaczycie ?
Może przejdźmy do weselszych informacji ? :)
Na IO mamy dwa złota ! :D Jutro Sztafeta i  Skoki, więc wszyscy zasiadają przed tv i trzymają kciuki ! :)
KOMENTARZE MILE WIDZINE :P
Zibimada & Limonkowa

środa, 8 stycznia 2014

Jedenaście.

Usiadłam na krzesełku, które stało obok łóżka i schowałam twarz w dłoniach.
   - Ale ... Jak on cię znalazł w szpitalu ? ... Skąd wiedział ?
   - Nie wiem Gabi ... Rozmawialiśmy ...
   - O czym ??? - popatrzyłam się na przyjaciółkę z zaciekawieniem.
   - On chce się zemścić ...
Stałam tak przez kilka minut i się na nią patrzyłam. Wiedziałam, że nie dam mu również i tym razem wygrać. Musiałam tylko coś wymyślić ... Ale co ? Wyrównać porachunki ...
   - Muszę iść - powiedziałam do przyjaciółki, wstałam i już byłam przy drzwiach ale do sali weszli chłopaki.
   - O cześć ! A co ty tutaj robisz ???
   - Yyy ... Przyjechałam w odwiedziny ...
   - Przecież ona zaraz wychodzi - odpowiedział mi Zibi.
   - No nie tak zaraz... jeszcze kontroli nie miała i wypisu nie dostała.
   - No to sobie chwilkę poczekamy.
Dałam znać Kamili gestami żeby nie mówiła nic chłopakom, a sama wyszłam z sali..... przecież oni nie mogą wiedzieć o Adrianie. Nagle z sali wybiegł Bartek.
   - Wołaj lekarza ona się dusi!!!!!
   - Co !? - szybko pojęłam powagę sytuacji i pobiegłam szukać Kuby.
W tej chwili zaczęłam się drzeć na cały szpital i biegłam po lekarza. Po chwili zobaczyłam Kubę jak biegnie  w moją stronę.
    - Ona się dusi  szybko! Biegnij!! Pomóż jej ! Proszę ...
Gdy dobiegliśmy na salę i Jakub zobaczył, że Kama jest cała sina, więc kazał pielęgniarce intubować (dla nie wiedzących: maszyna będzie oddychać za nią).Lekarz kazał nam wyjść z sali, a sam zajął się Kamilą. Kilka minut później zobaczyliśmy jak wychodzi z sali, a za nim na łóżku jedzie Kamila. Zbyszek od razu podbiegł do niego i spytał się:
   - Gdzie ją zabieracie?
   - Na OIOM (oddział intensywnej opieki medycznej) musi być cały czas monitorowana.
   - Czyli nie wyjdzie dzisiaj ze szpitala?
   - Taak wyjdzie już zaraz, idę po wypis- powiedział sarkastycznie doktor.
   - Nie musiałeś tego mówić z taką ironią.
   - Ona jest nie przytomna jak ty to sobie wyobrażasz? Dobra, tu już nie wejdziecie.-przystopował nas przed drzwiami z wielkim napisem OIOM.
   - Ale obudzi się?!- krzyknęłam za nim.
   -Możliwe... Nie no taki żarcik. No pewnie że się obudzi.- dodał Jakub - Jest silna.
Za ten ''miły'' żarcik palnęłam go w tył głowy.
   - A właśnie. Czy Kamila jest na coś uczulona?
   - Chyba nie.. Bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
   - To trzeba będzie zrobić jej testy.
   - Jakie testy?
   - Ciążowe wiesz!- jak widać humor go dzisiaj nie opuszczał.
   - No wiesz ja może nie jestem aż tak wykształcona w tym kierunku żeby wiedzieć o co kaman.
   - Dobra to ja lecę. Mam jeszcze innych pacjentów.
No i poszedł a my zostaliśmy sami na korytarzu. Siedziałam i zastanawiałam się nad tym wszystkim. Chłopaków nie było już ponad pół godziny.  I przypomniało mi się, że Kama dalej ma swoje rzeczy w starej sali, więc poszłam po nie. W sali na stole w wazonie stały kwiaty- goździki. Pomyślałam, że to od Zbyszka. O chłopaki przyszli. Ciekawe gdzie się szlajali...
   - O widzę, że przyniosłeś kwiatki dla Kamili.-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
   - Ja? Myślałem że to ty!-powiedział szczerze zdziwiony.
   - No dobra mniejsza z tym. Idziemy do Kamy?
   - Ok możemy.
No i poszliśmy popatrzeć przez szybę bo niestety nie mogliśmy tam wejść. Nagle podszedł do nas jakiś lekarz.
   - Dzień dobry.-odezwał się pierwszy.
   - Dzień dobry. A Pan to kto?-zapytał Bartek, który tak długo się nie odzywał.
   - Doktor Gawryło. Jestem alergologiem. Mam zrobić testy pani Kamili.
   - Okej. Jest na sali.
   -Tyle to ja też wiem.-uśmiechnął się i wszedł do sali, a za nim pielęgniarka.
I czekaliśmy na korytarzu z godzinę za nim wyszedł.
   - I co ? I co?- dopytywał się Zbyszek.
   - Już wiemy co spowodowało ten atak. Pani Kamila jest silnie uczulona na kwiaty: goździki. Czy może wiecie gdzie miała kontakt z alergenem? I sądząc po tym ataku duszności ma też astmę.
   - Nie, raczej nie.....Zaraz! Te kwiaty w sali gdzie leżała... na jej szafce... w wazonie stały goździki!
   - No i wszystko jasne.
Nagle podbiegła do niego pielęgniarka.
   - Panie Doktorze! Pan Konica pana woła!
   - Ok dzieciaki to ja lecę. - powiedział na odchodnym.
   - Dzieciaki ... Pff ... Odezwał się najstarszy - powiedział Bartek, a ja tylko pokręciłam głową.

Po kilku dniach uczęszczania codziennie do szpitala Zbyszek tracił nadzieję czy ona rzeczywiście zacznie sama oddychać i czy się obudzi. W końcu nastąpił przełom.
Siedzieliśmy jak to dzień w dzień przed salą gdy tu z sali wychodzi pielęgniarka i mówi.
   - Państwo może są jakąś rodziną Pani Przybylskiej ?
   - Jesteśmy jej przyjaciółmi- odezwał się Zibi.
   - No to macie pewne powody do radości...-nie skończyła gdyż Zbyszek wszedł jej w słowo
   - Obudziła się?! Oddycha już normalnie?!- nie mógł wytrzymać.
   - Jak na razie oddycha już sama.
Ta wiadomość podniosła nas na duchu. Jest coraz lepiej i tylko czekać aż Kama się obudzi...




Witamy ! :D
W końcu jest kolejny rozdział :)
Praktycznie cały powstał dzięki Limonkowej, a ja tylko dodałam kilka zdań :P

Chciałabym Was zaprosić (jeśli macie czas i ochotę ;) ) na mojego nowego bloga http://nie-przejmuj-sie-drobiazgami.blogspot.com/
 
Nie zanudzam już i oddaję rozdział w wasze ręce :)
Czytajcie i komentujcie !
Zibimada & Limonkowa