Siedzieliśmy z Bartkiem od dwóch godzin przed telewizorem i oglądaliśmy jakieś seriale. Nagle ktoś wszedł do mieszkania. Chyba ten ktoś chciał być cicho, ale mu się nie udało. Usłyszeliśmy spadającą z komody doniczkę i ciche narzekanie. Poszliśmy razem z Bartkiem do przedpokoju i zapaliliśmy światło.
- Zibi ? Po to jest światło aby je zapalać, gdy jest ciemno - zauważył Kurek.
- Chciałem tak po cichutku wejść, aby nikt mnie nie usłyszał - odpowiedział rozmasowując kolano.
- Pokarz to - zaprowadziłam go do salonu, posadziłam na kanapie i obejrzałam kolano. Poszłam do kuchni po lód i przyłożyłam go do nogi.
- Miałem taki dobry humor... Jakieś przemeblowanie ? Co tam robi ta komoda ?
- Ona tam stoi od samego początku.
- Dobra. Koniec tych smętów ! Wspominałeś, że miałeś taki dobry humor - do salonu przyszedł Bartek z herbatą.
- A no miałem ! - wyszczerzył się i zaczął pić napój.
- No więc ? Z jakiego powodu ? - dopytywał Bartek.
- Aaa... No bo ... No wiecie ....
- No nie wiemy. Weź przestań owijać w bawełnę tylko nam to powiedz !
- No dobra. Więc ... Razem z Kamilą postanowiliśmy, że ... że zaczniemy od początku ! - cieszył się, a ja razem z nim, no a Bartek siedział i patrzył się na nas jak na debili.
- Sorry, ale nie rozumiem ... Aaahaaa ! Czyli, że nie ma tego co było, a jest to co się zaczyna, tak ?
- Tak Bartek. Zgadza się - uśmiechnęłam się do niego.
- No. A Kam jutro wychodzi, więc po nią pojadę.
- A trening ? - spytałam.
- No proooszęęę. Wymyśl coś. Powiedz, że ... O ! No przecież uderzyłem się i boli mnie kojano...i no.....O! Zwolnienie lekarskie-powiedział uszczęśliwiony Zbyszek.
- Zapomnij - powiedziałam obojętnie.
- No proszęęę ... To dla mnie bardzo ważne. Przecież mamy spędzać ze sobą najwięcej czasu. A ty stawiasz przeszkody - odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.
- Czy to jest szantaż ?!
- Zwał jak zwał ale ma być skuteczne....
- Nie będę się tłumaczyć za Ciebie przed trenerem. Chcesz to sam mu to powiedz.
- A co ty, chcesz żeby rozpętała się trzecia Wojna Światowa ? - zaśmiał się Kurek.
- Co ? Może powiesz mi, że z trenerem się nienawidzą ?
- Nie, nie to chciałem powiedzieć. Chodzi o to, że trener by się wkurzył, bo za niedługo gramy mecz przecież.
- I ty przeciwko mnie . Foch. Jadę na trening - wstał i wyszedł, ale po chwili wrócił.
- Przecież już go mieliśmy - usiadł z powrotem na kanapie, siedział i nic nie mówił.
Wstałam i poszłam do łazienki, wróciłam po pięciu minutach, a Zbyszek nadal siedział i nic nie mówił.
- Masakra... Człowieku, weź się ogarnij. O której ona wychodzi.
- No rano .
- Ty ciołku ! A trening jest jutro tylko popołudniowy !
- O ! No to fajnie ! - ucieszył się.
Resztę czasu spędziliśmy na rozmowie, a później chłopaki poszli do swoich mieszkań.
Następnego dnia:
Obudziłam się ok. siódmej i powoli wykonywałam poranne czynności.Nagle słyszę telefon. Odbieram ,a tam dzwonią ze szpitala......szpitala! Z Kamą jest gorzej... Zbyszek się pewnie załamie...
- Ale co jej dokładnie sie stało?
- Straciła przytomność.
- Będę tam za pół godziny - szybko się rozłączyłam, ubrałam i wybiegłam z domu.
Zamówiłam taksówkę, która po chwili zawiozła mnie do szpitala. Zapłaciłam i podziękowałam kierowcy i szybko wpadłam do budynku.
- Dzień dobry. Chcę się jak najszybciej skontaktować z doktorem Urbańskim ... Jest on lekarzem prowadzącym mojej przyjaciółki.
- Pani Kamili Przybylskiej tak ? - kiwnęłam tylko głową - Przepraszam, ale nastąpiła pewna zmiana. Lekarzem prowadzącym jest doktor Jakub Markowski. Znajdzie go pani w gabinecie 101.
Szybko udałam się pod odpowiednie drzwi. Zapukałam i weszłam.
- Kuba ?
- Gabi ?
- Hej. Co się dzieje z Kamilą ? Dostałam telefon, że straciła przytomność...
- Tak. To wszystko przez zwiększony stres. Ale dzisiaj ją wypiszemy.
- Jaki stres ???
- Pielęgniarka mówiła, że był u niej jakiś mężczyzna ...
Analizowałam wszystkie informacje i próbowałam wszystko poskładać w jedną całość. Po minucie wszystko do mnie dotarło. Szybko wstałam i pobiegłam do przyjaciółki. Wpadłam do jej sali i spojrzałam na nią błagalnie.
- Kamila... Tylko nie mów, że on ...
- On wrócił ...
Cześć Wam.
Takim oto dość krótkim epizodem was dzisiaj witam. Rozdziały miały być dodawane co sobotę, ale się teraz akurat nie udało, bo prawie w ogóle nie miałam czasu, ale to się zmieni.
Zakończenie takie trochę tajemnicze, ale wszystkiego się dowiecie.
Nie zanudzam ;) Zapraszamy do czytania i komentowania !
Zibimada & Limonkowa
piątek, 27 grudnia 2013
niedziela, 15 grudnia 2013
Dziewięć.
Spojrzałem się na lekarzy z bezradnością i przerażeniem, a oni tylko wyprosili mnie na korytarz. Przeszedłem cały korytarz chyba z dwadzieścia razy. Przecież mówili, ze wszystko będzie dobrze jak się wybudzi. Ona mnie nie pamięta ... W ręku trzymałem telefon, z zamiarem poinformowania Gabi. Ostatecznie stwierdziłem, ze jeszcze tego nie zrobię. Poczekam, aż wyjdą lekarze.
Usiadłem na krzesełku i schowałem głowę w rękach.
- Zbyszek ? - usłyszałem Głos Gabi. Powoli podniosłem głowę, a ona dostrzegła łzy w moich oczach - Co się stało ? - spytała drżącym głosem.
Oczami Gabrysi:
Kiedy tylko zobaczyłam Zbyszka na korytarzu i dostrzegłam, że płakał, wiedziałam, że coś się musiało stać.
- Zbyszek ? ... Co się stało ? - spytałam, a on powoli wstał i stanął naprzeciwko mnie.
- Ona ... Ona mnie nie pamięta ... - nie wierzyłam w to co powiedział - Lekarze wyprosili mnie z sali i siedzą u niej w sali... Mówili, że będzie dobrze, że żadna utrata pamięci jej nie grozi...
Usiadłam na jednym ze szpitalnych krzesełek i patrzyłam się przed siebie.
Z sali wyszli lekarze i podeszli do nas.
- Naprawdę nam przykro. Nie pamięta tych rzeczy co spotkały ja niedawno.
- Mogę do niej wejść ?
- Tak. Oczywiście.
Wytarłam kilka łez, które zdążyły mi spłynąć po policzkach i otworzyłam drzwi. Po cichu weszłam do sali i usiadłam obok jej łóżka.
- Gabi. Jak się cieszę, że w końcu jesteś.
- Ja też się cieszę.
- Mam do Ciebie pytanie. Kim był ten mężczyzna, który tutaj siedział. Wiem, że to Zbigniew Bartman, ale czemu on siedział przy mnie i trzymał mnie za rękę ?
- No, bo wiesz ...
- On mnie uratował, tak ?
- Nie. On ... On jest twoim chłopakiem ...
Wpatrywała się we mnie przez kilka minut, po czym cicho odpowiedziała.
- Przecież ja nie mam chłopaka ...
- Ale to jest prawda. Nie pamiętasz go, bo straciłaś pamięć. ... Jaką rzecz ostatnią pamiętasz ?
- Przyjechałyśmy do Rzeszowa, później ... później ... Boże ja straciłam pamięć, ja nic nie pamiętam. Dlaczego ? - spytała się i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- Może opowiem ci najważniejsze momenty jak już mieszkałyśmy w Rzeszowie ? - zgodziła się i zaczęła słuchać. Opowiadałam jej wszystko co się działo, jak poznała Zbyszka, jak zaczęli być ze sobą, jak dostałyśmy pracę. Przypomniałam jej urodziny, pieska, którego dostała od Zibiego i ten wypadek.
- Czyli, Zbigniew Bartman, to mój chłopak. Pracuję w Resovii jako psycholog, znam siatkarzy .... A czy to czasami nie jest żadna bajka ? - uśmiechnęłam się blado w jej kierunku.
- Nie. To jest cała prawda.
- Chciałabym wszystko pamiętać... Mogłabym z nim porozmawiać ?
- Pewnie. Zawołam go...
Wyszłam na korytarz, podeszłam do Zbyszka i poinformowałam go, że Kamila chce z nim porozmawiać. Kiedy drzwi za nim się zamknęły na korytarzu pojawił się Bartek.
- Zibi do mnie dzwonił. Nic nie pamięta ?
- Pamięta mnie i wszystko co się działo, zanim tu przyjechałyśmy.
- A gdzie Zibi ?
- Chciała z nim porozmawiać, więc do niej poszedł.
- Aha. Dzwonił do mnie i kazał mi przywieść album ze zdjęciami...
- Dobry pomysł, ale nie wiem, czy to coś da ...
- Na pewno. Ona jest silna. Da radę i na pewno sobie wszystko przypomni - przytulił mnie.
Z sali, po jakiejś pół godzinie, wyszedł Zbyszek zadowolony i uśmiechnięty.
- I co ?
- Nic. Po tym jak zacząłem jej opowiadać, przypomniała sobie sytuacje, których ani ty, a ni ja jej nie mówiliśmy. Czyli, sytuację z cukrem i wszystko co było z tym związane, aż do obiadu, na który nas zaprosiłyście, imię pieska i to, że dostała go ode mnie na swoje urodziny, i sytuację z basenu - stałam tak na przeciw niego i nie mogłam w to uwierzyć, że jemu się udało coś jej przypomnieć - Powiedziała jeszcze, że ona wierzy i tobie i mi, że jestem jej chłopakiem, ale na razie musi od tego wszystkiego odpocząć.
- Ale jak ty jej to wszystko przypomniałeś ? Co, opisałeś jej pieska, jak wygląda ? - wtrącił swoje pytanie Bartek.
- Miałem trochę zdjęć na telefonie - uśmiechnął się.
- No tak. Zaraz pielęgniarka nas wyprosi, bo kończy się czas odwiedzin, więc może zostawimy jej ten album ? Tutaj jest więcej zdjęć.
- Świetny pomysł. To ja go zaniosę - zgłosił się Zbyszek.
Razem z Bartkiem powoli udaliśmy się do wyjścia. Zbyszek w połowie drogi nas dogonił i razem pojechaliśmy do domu.
-Ej, Zibi może zawiózł byś jej tam pieska tak dla lepszego przypomnienia?
-Ale że co? Teraz? Przecież jest 20 .
-Tak. Dzisiaj. O północy-powiediałam z sarkazmem, ale po chwili dodałam- No przecież to oczywiste że jutro.
-Świetny pomysł, ale jak ja go tam wniosę ?
-Jutro coś wymyślimy. A ty czasem nie miałeś przynieść Kamie jakiejś innej piżamy ?
-A no rzeczywiście. Dzięki Gabi. -uśmiechnął się do mnie -Ale ja już będę leciał. Siemka.
-Hei.-odpowiedziałam równo z Bartkiem.
*Następnego dnia*
-Zbyszek ty chyba miałeś coś wziąc dla Kamy?-zapytałam.
-Po raz kolejny ratujesz mi życie. Dzięki.
Poszedł do sypialni Kamili, wziął piżamę leżącą na łóżku i bezceremonialnie wepchnął ją do torby.
-Możemy ruszać. Acha Gabi nakarmiłaś dzisiaj Miśka ?
-Tak ale niczego nie tknął.
-A propo gdzie on teraz jest ?
-Pewnie gdzieś sie schował. Upodobał sobie tą zabawę i ciągle gdzieś znika.
-Kurde miałem go wziąć dla Kamili ale jest już późno i jutro go jej zawiozę.
Na drodze nie było korków, więc po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu.
*W szpitalu*
-Hei Kama! Jak sie czujesz- zapytał zatroskany Zbychu.
-A dziękuję już lepiej. Masz moją piżamę?
-No pewnie jak mógłbym zapomnieć.
Zgromiłam za to Zibiego wzrokiem. No właśnie jak on mógłby zapomnieć?! Ciekawe ....
-Dobra Gabi pomożesz mi dostać się do toalety żebym sie mogła przebrać?
-Jasne już idziemy.
Gdy pomogłam wydostać sie Kamie z łóżka i posadzić ją na wózek pojechałyśmy z torbą,w której wydawało mi się, że coś tam sie rusza,do toalety.W toalecie po otwarciu torby zauważyłam pewną zmianę. Od kiedy na piżamie może być psia łapa. Wyciągam patrze a tu......Misiek! Taką oto kryjówkę sobie tym razem upodobał.
-Kamila zgadnij co jest w torbie!
-Yyyyy..no może....piżama....?
-No i coś jeszcze..?
-Nie mam pojęcia.
-Misiek! - wyciągnęłam psiaka z torby i pokazałam Kamili, a ten kiedy tylko zobaczył właścicielkę zaczął się cieszyć. Od razu dałam go przyjaciółce, bo chyba bym go nie utrzymała, tak się wiercił.
- Myślałam w nocy ... - powiedziała nagle Kama.
- Coś ci się chyba poprzestawiało. W nocy się śpi, a nie myśli.
- Ja już się chyba wyspałam na zapas - wystawiła mi język.
- No dobra więc ... O czym myślałaś ?
- O Zbyszku .... Naprawdę go kocham co nie ? - już miałam odpowiedzieć, ale ona ciągnęła dalej - Nie odpowiadaj, to było pytanie retoryczne. Co ja mam teraz zrobić ? Wszyscy mówicie, że jesteśmy parą. Ja już też się w tym upewniam. No ale co mam zrobić ?
- Pasujecie do siebie .... Nie wiem Kam. To twoje życie. Szkoda by było gdyby to już był koniec.
- Ja tego nie powiedziałam !
- Dobra, dobra. Zrobisz to, co uważasz za słuszne. Chodźmy już, chłopaki się pewnie niecierpliwią.
- A będę mogła porozmawiać ze Zbyszkiem ? - zatrzymałam się przy drzwiach i odwróciłam w jej stronę.
- To zabrzmiało tak, jakby małe dziecko pytało się mamy czy mu kupi lizaka - zaczęłam się śmiać, a Kamila ze mną.
- Fakt.
Kiedy byłyśmy już w sali nadal nie mogłyśmy przestać się śmiać, a chłopaki patrzyli się na nas jak na idiotki.
- Ok. Wynocha ! - pierwsza odezwała się Kamila, a Zbyszek już prawie był na korytarzu - Nie ty debilu !
- Nieee ??? ... - po chwili ciszy dodał patrząc się na nas - No wynocha ! Nie słyszeliście ??? - razem z Bartkiem w wyśmienitych humorach pojechaliśmy do domu.
No to ten ... :P
Jest dziewiątka :)
Dodaję dzisiaj, bo mam wyśmienity humor z dwóch powodów :D
1. Resovia wygrywa z Indykpolem 3:1 :D
2. Kamil Stoch wygrał dzisiejszy konkurs :D
Oby częściej było tak wspaniale :P
A teraz was już nie zanudzam :) Czytajcie i komentujcie :D
Zibimada & Limonkowa
Usiadłem na krzesełku i schowałem głowę w rękach.
- Zbyszek ? - usłyszałem Głos Gabi. Powoli podniosłem głowę, a ona dostrzegła łzy w moich oczach - Co się stało ? - spytała drżącym głosem.
Oczami Gabrysi:
Kiedy tylko zobaczyłam Zbyszka na korytarzu i dostrzegłam, że płakał, wiedziałam, że coś się musiało stać.
- Zbyszek ? ... Co się stało ? - spytałam, a on powoli wstał i stanął naprzeciwko mnie.
- Ona ... Ona mnie nie pamięta ... - nie wierzyłam w to co powiedział - Lekarze wyprosili mnie z sali i siedzą u niej w sali... Mówili, że będzie dobrze, że żadna utrata pamięci jej nie grozi...
Usiadłam na jednym ze szpitalnych krzesełek i patrzyłam się przed siebie.
Z sali wyszli lekarze i podeszli do nas.
- Naprawdę nam przykro. Nie pamięta tych rzeczy co spotkały ja niedawno.
- Mogę do niej wejść ?
- Tak. Oczywiście.
Wytarłam kilka łez, które zdążyły mi spłynąć po policzkach i otworzyłam drzwi. Po cichu weszłam do sali i usiadłam obok jej łóżka.
- Gabi. Jak się cieszę, że w końcu jesteś.
- Ja też się cieszę.
- Mam do Ciebie pytanie. Kim był ten mężczyzna, który tutaj siedział. Wiem, że to Zbigniew Bartman, ale czemu on siedział przy mnie i trzymał mnie za rękę ?
- No, bo wiesz ...
- On mnie uratował, tak ?
- Nie. On ... On jest twoim chłopakiem ...
Wpatrywała się we mnie przez kilka minut, po czym cicho odpowiedziała.
- Przecież ja nie mam chłopaka ...
- Ale to jest prawda. Nie pamiętasz go, bo straciłaś pamięć. ... Jaką rzecz ostatnią pamiętasz ?
- Przyjechałyśmy do Rzeszowa, później ... później ... Boże ja straciłam pamięć, ja nic nie pamiętam. Dlaczego ? - spytała się i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- Może opowiem ci najważniejsze momenty jak już mieszkałyśmy w Rzeszowie ? - zgodziła się i zaczęła słuchać. Opowiadałam jej wszystko co się działo, jak poznała Zbyszka, jak zaczęli być ze sobą, jak dostałyśmy pracę. Przypomniałam jej urodziny, pieska, którego dostała od Zibiego i ten wypadek.
- Czyli, Zbigniew Bartman, to mój chłopak. Pracuję w Resovii jako psycholog, znam siatkarzy .... A czy to czasami nie jest żadna bajka ? - uśmiechnęłam się blado w jej kierunku.
- Nie. To jest cała prawda.
- Chciałabym wszystko pamiętać... Mogłabym z nim porozmawiać ?
- Pewnie. Zawołam go...
Wyszłam na korytarz, podeszłam do Zbyszka i poinformowałam go, że Kamila chce z nim porozmawiać. Kiedy drzwi za nim się zamknęły na korytarzu pojawił się Bartek.
- Zibi do mnie dzwonił. Nic nie pamięta ?
- Pamięta mnie i wszystko co się działo, zanim tu przyjechałyśmy.
- A gdzie Zibi ?
- Chciała z nim porozmawiać, więc do niej poszedł.
- Aha. Dzwonił do mnie i kazał mi przywieść album ze zdjęciami...
- Dobry pomysł, ale nie wiem, czy to coś da ...
- Na pewno. Ona jest silna. Da radę i na pewno sobie wszystko przypomni - przytulił mnie.
Z sali, po jakiejś pół godzinie, wyszedł Zbyszek zadowolony i uśmiechnięty.
- I co ?
- Nic. Po tym jak zacząłem jej opowiadać, przypomniała sobie sytuacje, których ani ty, a ni ja jej nie mówiliśmy. Czyli, sytuację z cukrem i wszystko co było z tym związane, aż do obiadu, na który nas zaprosiłyście, imię pieska i to, że dostała go ode mnie na swoje urodziny, i sytuację z basenu - stałam tak na przeciw niego i nie mogłam w to uwierzyć, że jemu się udało coś jej przypomnieć - Powiedziała jeszcze, że ona wierzy i tobie i mi, że jestem jej chłopakiem, ale na razie musi od tego wszystkiego odpocząć.
- Ale jak ty jej to wszystko przypomniałeś ? Co, opisałeś jej pieska, jak wygląda ? - wtrącił swoje pytanie Bartek.
- Miałem trochę zdjęć na telefonie - uśmiechnął się.
- No tak. Zaraz pielęgniarka nas wyprosi, bo kończy się czas odwiedzin, więc może zostawimy jej ten album ? Tutaj jest więcej zdjęć.
- Świetny pomysł. To ja go zaniosę - zgłosił się Zbyszek.
Razem z Bartkiem powoli udaliśmy się do wyjścia. Zbyszek w połowie drogi nas dogonił i razem pojechaliśmy do domu.
-Ej, Zibi może zawiózł byś jej tam pieska tak dla lepszego przypomnienia?
-Ale że co? Teraz? Przecież jest 20 .
-Tak. Dzisiaj. O północy-powiediałam z sarkazmem, ale po chwili dodałam- No przecież to oczywiste że jutro.
-Świetny pomysł, ale jak ja go tam wniosę ?
-Jutro coś wymyślimy. A ty czasem nie miałeś przynieść Kamie jakiejś innej piżamy ?
-A no rzeczywiście. Dzięki Gabi. -uśmiechnął się do mnie -Ale ja już będę leciał. Siemka.
-Hei.-odpowiedziałam równo z Bartkiem.
*Następnego dnia*
-Zbyszek ty chyba miałeś coś wziąc dla Kamy?-zapytałam.
-Po raz kolejny ratujesz mi życie. Dzięki.
Poszedł do sypialni Kamili, wziął piżamę leżącą na łóżku i bezceremonialnie wepchnął ją do torby.
-Możemy ruszać. Acha Gabi nakarmiłaś dzisiaj Miśka ?
-Tak ale niczego nie tknął.
-A propo gdzie on teraz jest ?
-Pewnie gdzieś sie schował. Upodobał sobie tą zabawę i ciągle gdzieś znika.
-Kurde miałem go wziąć dla Kamili ale jest już późno i jutro go jej zawiozę.
Na drodze nie było korków, więc po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu.
*W szpitalu*
-Hei Kama! Jak sie czujesz- zapytał zatroskany Zbychu.
-A dziękuję już lepiej. Masz moją piżamę?
-No pewnie jak mógłbym zapomnieć.
Zgromiłam za to Zibiego wzrokiem. No właśnie jak on mógłby zapomnieć?! Ciekawe ....
-Dobra Gabi pomożesz mi dostać się do toalety żebym sie mogła przebrać?
-Jasne już idziemy.
Gdy pomogłam wydostać sie Kamie z łóżka i posadzić ją na wózek pojechałyśmy z torbą,w której wydawało mi się, że coś tam sie rusza,do toalety.W toalecie po otwarciu torby zauważyłam pewną zmianę. Od kiedy na piżamie może być psia łapa. Wyciągam patrze a tu......Misiek! Taką oto kryjówkę sobie tym razem upodobał.
-Kamila zgadnij co jest w torbie!
-Yyyyy..no może....piżama....?
-No i coś jeszcze..?
-Nie mam pojęcia.
-Misiek! - wyciągnęłam psiaka z torby i pokazałam Kamili, a ten kiedy tylko zobaczył właścicielkę zaczął się cieszyć. Od razu dałam go przyjaciółce, bo chyba bym go nie utrzymała, tak się wiercił.
- Myślałam w nocy ... - powiedziała nagle Kama.
- Coś ci się chyba poprzestawiało. W nocy się śpi, a nie myśli.
- Ja już się chyba wyspałam na zapas - wystawiła mi język.
- No dobra więc ... O czym myślałaś ?
- O Zbyszku .... Naprawdę go kocham co nie ? - już miałam odpowiedzieć, ale ona ciągnęła dalej - Nie odpowiadaj, to było pytanie retoryczne. Co ja mam teraz zrobić ? Wszyscy mówicie, że jesteśmy parą. Ja już też się w tym upewniam. No ale co mam zrobić ?
- Pasujecie do siebie .... Nie wiem Kam. To twoje życie. Szkoda by było gdyby to już był koniec.
- Ja tego nie powiedziałam !
- Dobra, dobra. Zrobisz to, co uważasz za słuszne. Chodźmy już, chłopaki się pewnie niecierpliwią.
- A będę mogła porozmawiać ze Zbyszkiem ? - zatrzymałam się przy drzwiach i odwróciłam w jej stronę.
- To zabrzmiało tak, jakby małe dziecko pytało się mamy czy mu kupi lizaka - zaczęłam się śmiać, a Kamila ze mną.
- Fakt.
Kiedy byłyśmy już w sali nadal nie mogłyśmy przestać się śmiać, a chłopaki patrzyli się na nas jak na idiotki.
- Ok. Wynocha ! - pierwsza odezwała się Kamila, a Zbyszek już prawie był na korytarzu - Nie ty debilu !
- Nieee ??? ... - po chwili ciszy dodał patrząc się na nas - No wynocha ! Nie słyszeliście ??? - razem z Bartkiem w wyśmienitych humorach pojechaliśmy do domu.
No to ten ... :P
Jest dziewiątka :)
Dodaję dzisiaj, bo mam wyśmienity humor z dwóch powodów :D
1. Resovia wygrywa z Indykpolem 3:1 :D
2. Kamil Stoch wygrał dzisiejszy konkurs :D
Oby częściej było tak wspaniale :P
A teraz was już nie zanudzam :) Czytajcie i komentujcie :D
Zibimada & Limonkowa
środa, 4 grudnia 2013
Osiem
-Ale.....jak to?.....To nie może być aż tak poważne....-mówiłam przez łzy.
- Jeszcze raz bardzo mi przykro, ale pani Jolanta jest w bardzo ciężkim stanie.
-Pani Jolanta? Ale nasza przyjaciółka ma na imię Kamila- powiedział zaskoczony Zbyszek.
-Naprawdę??...-zaczął przerzucać kartki na swojej podkładce.- Achaaa , przepraszam was bardzo pomyliły mi się wyniki. Wasza koleżanka ma tylko wstrząs mózgu i złamaną nogę. Jak jej stan się ustabilizuje i gdy wybudzi się ze śpiączki to wypuścimy ją gdzieś tak za tydzień góra dwa.
-Słyszysz Zbuchu ?? Kamie nic aż tak poważnego nie jest! - ucieszył się Bartek kiedy lekarz już odszedł.
Siedziałam nadal nieruchomo, a łzy nadal leciały. Ale tym razem ze szczęścia.
- Hej, Skarbie. Już dobrze. Wyjdzie z tego, jest silna - mówił Bartek.
- Wiem, ale tym razem płaczę z radości. Gdyby lekarzowi nie pomyliły się wyniki i to byłaby prawda, to ... To nie wiem co bym zrobiła.
- No, ale już nie płaczemy. Wycieramy oczka i nosek. Pięknie się uśmiechamy - zrobiłam to o co prosił - I już się nie martwimy - na koniec mnie pocałował.
Wstałam z podłogi i podeszłam do Zbyszka. Przytuliłam go mocno i staliśmy tak kilka minut.
- Przez tak krótki czas między nami powstała tak silna więź. I nie chodzi tutaj o Kamilę, ją kocham jak dziewczynę, a ciebie jak przyjaciółkę. I Bartek ! Nie bądź nigdy zazdrosny ! - zaśmiałam się - No. Teraz już chyba będzie tylko lepiej. Musi ...
Oczami Gabrysi:
Po namowach Zbyszka, razem z Bartkiem wróciliśmy do domu. Położyłam się w salonie na kanapie i czekałam na Bartka. Przyszedł po pięciu minutach i położył się obok mnie. Przytuliłam się do niego mocno i leżeliśmy tak z dziesięć minut.
- Nie martw się Skarbie. Wszystko będzie dobrze.
- Ale ja się nie martwię.
- Mnie nie oszukasz - pocałował mnie, a w tym samym czasie do salonu przybiegł Misiek.
- O jejku ! Piesku ! Zapomniałabym o tobie ! - wzięłam go na ręce i poszliśmy do kuchni. Bartek nasypał do miski, wcześniej kupioną karmę. Puściłam Miśka na podłogę, a ten od razu podbiegł do miski. Kiedy tak stałam, doszłam do wniosku, że zadzwonię do mamy. Wybrałam numer i czekałam na połączenie.
- Holo ? - odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć mamuś.
- Gabrysia ! W końcu zadzwoniłaś. Myślałam, że coś się stało !
- A no stało się ... Kamila miała wypadek ...
- O Boże ! Nic jej nie jest ?!
- Ma wstrząs mózgu, złamaną nogę no i jest w śpiączce, ale lekarze powiedzieli, że za kilka dni powinna się wybudzić, a jak nie to oni ją wybudzą.
- Biedactwo. Ona to ma pecha w życiu ....
- A żebyś wiedziała mamo ...
- A tak poza tym to nic u was nie słychać ? - dopytywała się.
- Słychać, słychać. Mamy pracę w klubie, no i mamo ... Mam chłopaka. Zresztą Kama też.
- Naprawdę ?! Tak się cieszę !
- Niedługo, mam nadzieję, go poznasz ...
- No ja myślę. Przepraszam skarbie, ale muszę kończyć, bo ja w pracy jestem.
- Ok. Pozdrów tatę, Huberta i Patrycję.
- Dobrze, a ty tych waszych chłopaków i Kamilę jak tylko się wybudzi.
- Masz to jak w banku - pożegnałyśmy się, a ja poszłam do kuchni, gdzie Bartek przygotowywał coś do jedzenia. Usiadłam przy blacie i mu się przyglądałam.
- Zaraz będzie obiad - uśmiechnął się do mnie.
- A jak powiem, że nie jestem głodna ? - droczyłam się z nim.
- Ja ci dam nie jestem głodna. Musisz coś zjeść. Jak sama tego nie zrobisz to cię nakarmię - podszedł do mnie.
- To ja wybieram tą drugą opcje - zaśmiałam się.
- Spokojnie. Nakarmimy Cię - skradłam mu buziaka i pobiegłam nakryć do stołu.
Oczami Zbyszka:
Siedziałem obok jej łóżka i przyglądałem się jej. Była blada i poobijana, do tego gips na nodze. Łzy momentalnie pojawiły się w moich oczach.
- Nie zostawisz mnie prawda ? Musisz walczyć. Dla mnie, dla Gabi, dla nas wszystkich. To co, że lekarz powiedział, ze twój stan się pogorszył, ty dasz radę - mówiłem już całkiem płacząc.
To prawda. Jej stan się pogorszył, ale ja nie dzwoniłem do Gabi lub Bartka. Nie chcę ich denerwować. Tym bardziej, że Gabi musi odpocząć. A może to tylko takie chwilowe osłabienie ? Więc po co ich denerwować ?
- Proszę Pana ? Proszę iść do domu. Pani Kamila, ma tutaj naprawdę dobrą opiekę.
- Nie. Nie zostawię jej.
- To przygotuję panu łózko obok - zaproponowała pielęgniarka.
- Dziękuję - odwróciłem się w jej stronę i posłałem lekki uśmiech
Nie obchodziło mnie to, że za mną pielęgniarka ścieliła łóżko. Wpatrywałem się cały czas w Kamilę. Teraz sobie uświadomiłem, że Ona jest dla mnie najważniejsza.
Trzy dni później:
Siedzę właśnie w kuchni u Gabi i jem przygotowany przez nią obiad.
- Zibi. Zostań jeszcze, prześpij się, a ja do niej pojadę. Spędzasz tam cały swój czas i prawie nic nie śpisz.
- To i tak cud, że pojechałem na trening - odpowiedziałem i przełknąłem ostatni kęs zapiekanki - Dziękuję. Było pyszne. I nie martw się tak o mnie.
- Łatwo Ci mówić. Niedługo to i Ciebie wezmą na oddział.
- Już nie przesadzaj - przytuliłem ją i udałem się do wyjścia.
- Dzwoń. Gdyby coś się działo.
- Ok. Pa.
- Pa.
Wsiadłem szybko do auta Bartka, które mi pożyczył i pojechałem w stronę szpitala. W połowie drogi, kiedy stałem na światłach rozdzwonił się mój telefon.
- Halo ?
- Dzień dobry. Pan Zbigniew Bartman ?
- Tak.
- Chciałam poinformować, że stan pani Kamili się znacznie poprawił i lekarze będą ją wybudzać ze śpiączki.
- Dziękuję. Już jadę - rozłączyłem się i jak na zawołanie pojawiło się zielone światło.
W szpitalu byłem, po pięciu minutach. Udałem się pod odpowiedni numer i wszedłem do sali gdzie byli już lekarze. Usiadłem przy łóżku i trzymałem ją za rękę. Powoli otwierała oczy. Rozejrzała się po sali i swój wzrok zatrzymała na mnie. Byłem tak szczęśliwy, ale moje szczęście po chwili pękło jak mydlana bańka.
- Kim pan jest ... ?
No i jest ósemka.
Z lekkim opóźnieniem, ale jest.
Myślę, że gdyby nie to, że jestem chora rozdział pojawiłby się dopiero w sobotę :(
Nie będę przynudzać.
Zapraszamy do czytania i komentowania.
Zibimada i Limonkowa :*
PS. Jesteśmy zmuszone do wypróbowania czegoś.
5 komentarzy = Nowy rozdział.
- Jeszcze raz bardzo mi przykro, ale pani Jolanta jest w bardzo ciężkim stanie.
-Pani Jolanta? Ale nasza przyjaciółka ma na imię Kamila- powiedział zaskoczony Zbyszek.
-Naprawdę??...-zaczął przerzucać kartki na swojej podkładce.- Achaaa , przepraszam was bardzo pomyliły mi się wyniki. Wasza koleżanka ma tylko wstrząs mózgu i złamaną nogę. Jak jej stan się ustabilizuje i gdy wybudzi się ze śpiączki to wypuścimy ją gdzieś tak za tydzień góra dwa.
-Słyszysz Zbuchu ?? Kamie nic aż tak poważnego nie jest! - ucieszył się Bartek kiedy lekarz już odszedł.
Siedziałam nadal nieruchomo, a łzy nadal leciały. Ale tym razem ze szczęścia.
- Hej, Skarbie. Już dobrze. Wyjdzie z tego, jest silna - mówił Bartek.
- Wiem, ale tym razem płaczę z radości. Gdyby lekarzowi nie pomyliły się wyniki i to byłaby prawda, to ... To nie wiem co bym zrobiła.
- No, ale już nie płaczemy. Wycieramy oczka i nosek. Pięknie się uśmiechamy - zrobiłam to o co prosił - I już się nie martwimy - na koniec mnie pocałował.
Wstałam z podłogi i podeszłam do Zbyszka. Przytuliłam go mocno i staliśmy tak kilka minut.
- Przez tak krótki czas między nami powstała tak silna więź. I nie chodzi tutaj o Kamilę, ją kocham jak dziewczynę, a ciebie jak przyjaciółkę. I Bartek ! Nie bądź nigdy zazdrosny ! - zaśmiałam się - No. Teraz już chyba będzie tylko lepiej. Musi ...
Oczami Gabrysi:
Po namowach Zbyszka, razem z Bartkiem wróciliśmy do domu. Położyłam się w salonie na kanapie i czekałam na Bartka. Przyszedł po pięciu minutach i położył się obok mnie. Przytuliłam się do niego mocno i leżeliśmy tak z dziesięć minut.
- Nie martw się Skarbie. Wszystko będzie dobrze.
- Ale ja się nie martwię.
- Mnie nie oszukasz - pocałował mnie, a w tym samym czasie do salonu przybiegł Misiek.
- O jejku ! Piesku ! Zapomniałabym o tobie ! - wzięłam go na ręce i poszliśmy do kuchni. Bartek nasypał do miski, wcześniej kupioną karmę. Puściłam Miśka na podłogę, a ten od razu podbiegł do miski. Kiedy tak stałam, doszłam do wniosku, że zadzwonię do mamy. Wybrałam numer i czekałam na połączenie.
- Holo ? - odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć mamuś.
- Gabrysia ! W końcu zadzwoniłaś. Myślałam, że coś się stało !
- A no stało się ... Kamila miała wypadek ...
- O Boże ! Nic jej nie jest ?!
- Ma wstrząs mózgu, złamaną nogę no i jest w śpiączce, ale lekarze powiedzieli, że za kilka dni powinna się wybudzić, a jak nie to oni ją wybudzą.
- Biedactwo. Ona to ma pecha w życiu ....
- A żebyś wiedziała mamo ...
- A tak poza tym to nic u was nie słychać ? - dopytywała się.
- Słychać, słychać. Mamy pracę w klubie, no i mamo ... Mam chłopaka. Zresztą Kama też.
- Naprawdę ?! Tak się cieszę !
- Niedługo, mam nadzieję, go poznasz ...
- No ja myślę. Przepraszam skarbie, ale muszę kończyć, bo ja w pracy jestem.
- Ok. Pozdrów tatę, Huberta i Patrycję.
- Dobrze, a ty tych waszych chłopaków i Kamilę jak tylko się wybudzi.
- Masz to jak w banku - pożegnałyśmy się, a ja poszłam do kuchni, gdzie Bartek przygotowywał coś do jedzenia. Usiadłam przy blacie i mu się przyglądałam.
- Zaraz będzie obiad - uśmiechnął się do mnie.
- A jak powiem, że nie jestem głodna ? - droczyłam się z nim.
- Ja ci dam nie jestem głodna. Musisz coś zjeść. Jak sama tego nie zrobisz to cię nakarmię - podszedł do mnie.
- To ja wybieram tą drugą opcje - zaśmiałam się.
- Spokojnie. Nakarmimy Cię - skradłam mu buziaka i pobiegłam nakryć do stołu.
Oczami Zbyszka:
Siedziałem obok jej łóżka i przyglądałem się jej. Była blada i poobijana, do tego gips na nodze. Łzy momentalnie pojawiły się w moich oczach.
- Nie zostawisz mnie prawda ? Musisz walczyć. Dla mnie, dla Gabi, dla nas wszystkich. To co, że lekarz powiedział, ze twój stan się pogorszył, ty dasz radę - mówiłem już całkiem płacząc.
To prawda. Jej stan się pogorszył, ale ja nie dzwoniłem do Gabi lub Bartka. Nie chcę ich denerwować. Tym bardziej, że Gabi musi odpocząć. A może to tylko takie chwilowe osłabienie ? Więc po co ich denerwować ?
- Proszę Pana ? Proszę iść do domu. Pani Kamila, ma tutaj naprawdę dobrą opiekę.
- Nie. Nie zostawię jej.
- To przygotuję panu łózko obok - zaproponowała pielęgniarka.
- Dziękuję - odwróciłem się w jej stronę i posłałem lekki uśmiech
Nie obchodziło mnie to, że za mną pielęgniarka ścieliła łóżko. Wpatrywałem się cały czas w Kamilę. Teraz sobie uświadomiłem, że Ona jest dla mnie najważniejsza.
Trzy dni później:
Siedzę właśnie w kuchni u Gabi i jem przygotowany przez nią obiad.
- Zibi. Zostań jeszcze, prześpij się, a ja do niej pojadę. Spędzasz tam cały swój czas i prawie nic nie śpisz.
- To i tak cud, że pojechałem na trening - odpowiedziałem i przełknąłem ostatni kęs zapiekanki - Dziękuję. Było pyszne. I nie martw się tak o mnie.
- Łatwo Ci mówić. Niedługo to i Ciebie wezmą na oddział.
- Już nie przesadzaj - przytuliłem ją i udałem się do wyjścia.
- Dzwoń. Gdyby coś się działo.
- Ok. Pa.
- Pa.
Wsiadłem szybko do auta Bartka, które mi pożyczył i pojechałem w stronę szpitala. W połowie drogi, kiedy stałem na światłach rozdzwonił się mój telefon.
- Halo ?
- Dzień dobry. Pan Zbigniew Bartman ?
- Tak.
- Chciałam poinformować, że stan pani Kamili się znacznie poprawił i lekarze będą ją wybudzać ze śpiączki.
- Dziękuję. Już jadę - rozłączyłem się i jak na zawołanie pojawiło się zielone światło.
W szpitalu byłem, po pięciu minutach. Udałem się pod odpowiedni numer i wszedłem do sali gdzie byli już lekarze. Usiadłem przy łóżku i trzymałem ją za rękę. Powoli otwierała oczy. Rozejrzała się po sali i swój wzrok zatrzymała na mnie. Byłem tak szczęśliwy, ale moje szczęście po chwili pękło jak mydlana bańka.
- Kim pan jest ... ?
No i jest ósemka.
Z lekkim opóźnieniem, ale jest.
Myślę, że gdyby nie to, że jestem chora rozdział pojawiłby się dopiero w sobotę :(
Nie będę przynudzać.
Zapraszamy do czytania i komentowania.
Zibimada i Limonkowa :*
PS. Jesteśmy zmuszone do wypróbowania czegoś.
5 komentarzy = Nowy rozdział.
Subskrybuj:
Posty (Atom)