piątek, 22 listopada 2013

Siedem.

Od śmiesznej sytuacji na basenie minęło raptem kilka dni. Dzisiaj Kamila ma urodziny. Musiałam ją wygonić z domu, aby przygotować przyjęcie niespodziankę. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się ją wygonić na cały dzień na zakupy. We wszystkim mieli mi pomóc chłopacy. Zibi i Igła mieli się zająć zakupami. Bartek, Pit i Kosa mieli mi pomóc w dekorowaniu i pozostałych sprawach.
Zbyszek i Krzysiu po kilku godzinach pojawili się z zakupami. Kiedy ich zobaczyłam i ile razy obracali na dół po resztę toreb doznałam szoku.
   - Yyy... Przepraszam was bardzo, ale czy tego czasami nie jest za dużo ? - spytałam zdziwiona.
   - No nieee ... Tak sobie właśnie myślę, czy tego nie będzie za mało - głośno zastanawiał się Igła.
Zrobiłam tak zwanego face palma i w milczeniu poszłam do kuchni zrobić sałatkę i dokończyć tort.
   - Wow ! Ty to zrobiłaś ? - wpadł do kuchni Zibi.
   - No. A co ? O ! Zapomniałabym ! Co masz na prezent dla Kamy ?
   - Pieska - wyszczerzył się, a ja zakrztusiłam się wodą.
   - Boże jakie to słodkie ! Bartek ! Bartek no chodź tu ! - kiedy poszukiwany zjawił się obok nas, zaczęłam - Ty weź przykład ze Zbysia ! Wiesz co on kupił dla Kamili na urodziny ? Wiesz ? Pieska ! Jejku jakie to romantyczne !
   - To ja może ze Zbyszkiem już pójdę, do salonu. Ustroimy, dokończymy. Chodź Zbych.
No i zostałam sama. Usłyszałam muzykę z salonu i zaczęłam się krzątać po kuchni. Zrobiłam masę, upiekłam biszkopt i zaczęłam układać warstwy. Końcowy efekt był powalający. Tort wyszedł piękny. Gdy już napatrzyłam się na ciasto, zaciekawił mnie ten piesek. A konkretnie jaka to rasa więc poszłam do salonu i rzuciłam do Zbyszka:
   - Eeeeeej ! Zibi! Gdzie jesteś?!- cały czas krzyczałam gdyż go nie widziałam.
Po chwili zorientowałam się że Zbyszek stoi za mną i patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.
   - Gabi co ty się tak drzesz ? Słuch mam jeszcze dobry także jak będę stał niecały metr koło ciebie to TAK NIE KRZYCZ!- ostatnie słowa wykrzyczał mi do ucha.-A tak w ogóle to co chciałaś ?
   - Chciałam zobaczyć pieska- powiedziałam z miną dziecka które ma zaraz dostać cukierka.
   - To zobacz, siedzi w tym wielkim kartonie koło drzwi.
   - Okej, idę.
Podchodzę we wskazane miejsce, otwieram karton....... i nic tam niema. Poirytowana kłamstwem pana Zbigniewa idę do ochrzanić.
   - Czemu mnie kłamiesz w żywe oczy ?. Zapytałam
   - Ja Cię nie kłamię przecież tam jest , chodź pokarzę ci.
No i poszłam za nim. Otwiera karton i wielkie zdziwienie....... nie ma tam nic.
   -No gdzie on jest?! Ej chłopaki gdzie jesz piesek ?
Ale w pokoju nikogo nie ma. Razem z Bartmanem postanowiliśmy obejść całe mieszkanie i ich znaleźć .
   - Dobra ja idę do kuchni i przed blok a ty poszukaj w łazience i w pokojach.- rozkazałam.
   - Ok.
Poszłam do pomieszczenia z którego niedawno wróciłam . Nie ma nikogo. Ubieram się, schodzę na dwór i patrzę ..... a tam wszyscy stoją i patrzą jak mały piesek załatwia swoją potrzebę pod drzewkiem.
   - Ej co wy tu robicie? Mieliśmy przygotować wszystko na górze!- wkurzona już krzyczałam.
   - Pilnujemy pieska- odpowiedzieli wszyscy chórem.
   - Weźcie się ogarnijcie ! Prosiłam Was o coś, tak ?!
   - Noo ...No, ale .. - zacinał się Pit.
   - No co ? Marsz na górę ! Macie godzinę na udekorowanie salonu, a ja biorę pieska.
Tak jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Piesek był naprawdę słodki. Wróciłam do mieszkania i przekazałam go Zibiemu, a ten popatrzył na mnie podejrzliwie.
   - O co ci chodzi ? Co się tak na mnie patrzysz ?
   - Gdzie on był ?
   - Załatwiał swoją potrzebę, a te tłumoki - wskazałam na wchodzących do mieszkania chłopaków - bacznie się temu przyglądali.
   - Aaaa ... No to ja go dam do twojej sypialni, on i tak pewnie zaraz zaśnie.
   - Ok - rzuciłam odchodząc do salonu nadzorować postępy chłopaków.
   - Jak wam idzie ? Wiecie, że nikt wam nie pomorze ?
   - Musisz nam to przypominać na każdym kroku ? To nas jeszcze bardziej dobija - odparł naburmuszony Igła.
   - Gdybyście się nie obijali wszystko byłoby skończone.
   - No. Najlepiej wszystko zwalić na nas.
   - Czas mija - odpowiedziałam i wyszłam ogarnąć kuchnię.
Po 30 minutach kuchnia już lśniła, a salon był prawie gotowy. Poszłam wziąć szybki prysznic i ubrałam się w turkusową sukienkę i kremowe szpilki. Wyszłam z pokoju i poszłam do chłopaków. Kiedy Bartek mnie zobaczył, aż mu się oczy zaświeciły. Stwierdziłam, że się z nim podroczę i przeszłam koło niego obojętnie. Ten nie wiedział co zrobić, więc poszedł za mną. Rozstawiłam napoje i przekąski. Z lodówki wyciągnęłam tort i postawiłam go na kuchennym blacie.
   - Dlaczego mnie ignorujesz ? - Bartek przybliżył się do mnie i objął ramionami, a ja nadal byłam nieugięta. Obrócił mnie w swoją stronę i na ustach złożył delikatny pocałunek. Oderwałam się od niego, uśmiechnęłam się i poszłam do salonu.
Wszyscy już byli, a Kamili jak nie było, tak nie ma. Kiedy usłyszeliśmy odgłos kluczy w zamku, zgasiliśmy światło i cicho siedzieliśmy.
   - Gabi ??? Jesteś w domu ? - kiedy odpowiedziała jej tylko cisza, chyba się zdenerwowała - Kłamczucha jedna. Wygoniła mnie z domu ciul wie po co, a teraz ... - w tym samym momencie szła w stronę salonu i zapaliła światło.
   - NIESPODZIANKA !!! - stała tak na środku korytarza i nie mogła w to uwierzyć.
   - O rany ... Pamiętaliście. Dziękuję wam. Niezłego masz bajera przyjaciółeczko - uściskaliśmy się i złożyłam jej życzenia.
   - A teraz pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki -  zrobiła to co powiedziałam i wtedy każdy zaczął jej składać życzenia.
Impreza szybko się rozkręciła. Wszyscy bawili się w najlepsze. Kiedy siedziałam i gadałam z Iwoną przypomniał mi się piesek.
   - Zibi. Zbyszek ! No Zbychu no ! - ten zdezorientowany odnalazł mnie wzrokiem i niechętnie podszedł  - Piesek ! - popatrzył się na mnie jak na idiotkę.
   - Jaki piesek ?
   - Twój prezent dla Kamy .
   - O rany! Zapomniałem !
Pobiegł szybko do mojego pokoju z zamiarem przyniesienia prezentu. Gdy otworzył drzwi podszedł do szczeniaczka który siedział na łóżku.
   - No chodź tu maluszku. Poznasz swoją panią. A co tu taka plama? -zapytal Zbyszek widząc sredniej wielkości plamę na łóżku Gabi.-ej mały tylko nie mów Gabi że to ty - dodał już trochę ciszej .
Wyszli z pokoju i od razu mnie zatrzymali kiedy chciałam tam wejść.
   - Ej ! To mój pokój tak ?! Chciałabym tam wejść !
   - A co ? Nie chciałabyś zobaczyć jak twoja przyjaciółka dostaje pieska ?
   - No ... Dobraaa .... Idę - poczłapałam za nim do gości i czekałam na rozwiniecie akcji.
Zibi poprosił Kamilę, aby do niego podeszła. Ta lekko zdziwiona zrobiła to o co prosił i czekała aż coś powie.
   - No, bo wiesz. Chyba tylko ty nie dostałaś ode mnie prezentu- powoli wyciągnął zza pleców pieska i trzymał go przed nią.
   - To dla mnie ? Jejku ! Dziękuję ci bardzo ! - wzięła pieska i zaczęła się nim zachwycać.
   - Nie no Zbychu. Super pomysł z tym pieskiem. Teraz nie będzie zwracała na Ciebie uwagi - poklepał go po ramieniu Igła.


Oczami Kamili:

Rano obudziłam się obok Zbyszka i lekko bolała mnie głowa. Obróciłam się i ujrzałam stojącego obok łóżka Miśka.
   - Co tam psiaku ? - przechylił lekko główkę i zaskomlał - No tak. Głodny jesteś.
Wstałam i powoli poszłam do kuchni. Rozejrzałam się po salonie i ruszyłam do kuchni. Jeszcze tam nie doszłam, a już zawróciłam. Co robi na kanapie śpiąca Gabi z Bartkiem ? Chwilę się zastanowiłam i stwierdziłam, że nie będę się nad tym zastanawiać, ale wiem jedno, to były moje najlepsze urodziny w życiu. Kiedy tak szukałam karmy, obudziłam wszystkich domowników.
   - Nie dasz się ludziom wyspać ? - spytała z pretensją w głosie Gabi.
   - Nie, nie dam. Bo pan Zbigniew, kiedy kupował tego psiaka, mógł też pomyśleć o jakiejś karmie.
   - No nie ma co jeść. Straszne. Daj mu jakieś resztki z wczoraj.
   - Tsa ... Sałatki mu nałożę. Daj mi kluczyki. Pojadę do jakiegoś zoologicznego i kupię karmy.
Popatrzył się na mnie z lekkim przerażeniem. Ruszył do przedpokoju po kurtkę i wyciągnął z niej kluczyki. Ja w tym czasie zdążyłam się ubrać, a on nadal nie dał mi kluczyków.
   - Tylko pamiętaj. Nie jedź za szybko, jak możesz to nie zmieniaj nic, nie pstrykaj ...  - przerwałam mu, bo nie wytrzymałam.
   - Za kogo ty mnie uważasz ? Przecież mam prawo jazdy !
   - I dosyć długo nie jeździłaś - dodała Gabi jeszcze zaspana.
Zmierzyłam ją tylko wzrokiem, wyrwałam Zbyszkowi klucze i wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami.
Wsiadłam do auta i powoli odjechałam, bo była straszna mgła. Daleko nie pojechałam, bo zatrzymał mnie długi korek. Kiedy zauważyłam jakiegoś policjanta, spytałam się go co się stało. Dość poważny wypadek, więc został wyznaczony objazd, gdzieś obrzeżami Rzeszowa. Nie szalałam z prędkością, ale też nie jechałam za wolno. Była straszna mgła, a ja w takich warunkach nie lubię jeździć. Jako, że mamy już listopad, warunki drogowe nie sprzyjają kierowcą, a dodatkowo zaczął padać deszcz. W pewnym momencie z naprzeciwka prosto na mnie jechało rozpędzone auto i mnie oślepiło. Ostatnie co poczułam, to przenikliwy ból w czaszce. Potem była już tylko ciemność...


Oczami Zbyszka:

Próbowałem do niej dzwonić z kilkanaście razy. Co się z nią dzieje ? Przecież odebrałaby. Kiedy minęła już godzina, a ona nadal nie wracała, zacząłem się martwić na poważnie.
   - Jeszcze jej nie ma ? - Bartek usiadł obok mnie na łóżku.
   - No nie ... Nie wiem co się z nią dzieje. Nie odbiera telefonów. Nic.
Siedzieliśmy Tak przez jakiś czas w ciszy kiedy usłyszeliśmy krzyk Gabi.
   - Zbyszek ! Zabiję cię !
Kiedy się skapnąłem o co chodzi spojrzałem przestraszony na Bartka, wtedy drzwi się otworzyły.
   - To nie ja ! To Misiek !
   - Nie zganiaj winy na psiaka. Trzeba było go pilnować !
   - Najlepiej wszystko zgonić na mnie !
Spojrzała się na mnie i usiadła obok.
   - Nie odbiera ? - spytała zmartwiona.
   - Nie ... Coś się musiało stać ...
Wtedy zadzwonił telefon Gabi. Spojrzała na wyświetlacz, nieznany numer.
   - Halo ? ... Tak. To ja ... Tak. To moja przyjaciółka. ... Coś się stało?....Co?!.....Zaraz będziemy !
  -Gabi co się stało?- zapytali zaniepokojeni .
  -Kamila miała wypadek. Musimy jechać do szpitala.
* W szpitalu*
Po tym jak wlecieliśmy do recepcji, pielęgniarka skierowała nas do sali i zawołała lekarza prowadzącego. Gdy mężczyzna przyszedł zaczął nam wszystko opowiadać.
  -Bardzo mi przykro ale wasza koleżanka miała bardzo poważny wypadek i potrzebuje bardzo drogiej operacji........




Witamy Was !
Zibimada i Limonkowa :D
Rozdział wesoły i smutny zarazem ...
Co się będzie działo w kolejnych rozdziałach ?
Przekonacie się o tym już niebawem :)
A teraz zapraszamy do komentowania. Bo miło by było zobaczyć pod rozdziałem więcej niż dwa komentarze :P Pokażcie na co was stać :)
Miłego czytania i komentowania mam nadzieję :)
Limonkowa i Zibimada :*

sobota, 16 listopada 2013

Sześć.

Od zapoznania się z nowym miejscem pracy, zawodnikami i sztabem minął już tydzień.  Jak to powiedział trener: zadomowiliśmy się w ich domu jakim jest Podpromie. Siedzieliśmy z chłopakami w naszym mieszkaniu i oglądaliśmy jakiś nudny film o surykatkach. Po naszych minach można było wywnioskować, że jeśli zaraz nikt tego nie wyłączy, to wszyscy zaśniemy.
- Wiecie co ? Pracujemy już tydzień, a że teraz mamy weekend to może zrobimy sobie taki wypad na basen ? Co wy na to ?
- Czemu nie ? Jestem za - zgodził się Bartek z bananem na twarzy.
- Jak wy, to my też. Prawda kotku ? - zapytała Kamila uchachana jak małe dziecko.
- Tak, oczywiście skarbie - odrzekł Zbyszek głosem pełnym politowania do swojej dziewczyny.
- No to komu w drogę temu trampki na nogę ! - klasnął w dłonie Bartek wstając z kanapy i udając się do wyjścia.
- Hola hola a ty gdzie ?
- No helou ! Ja mieszkam gdzie indziej więc idę po rzeczy - dodał gestykulując rękoma.
- Yyy ... Ale jakie rzeczy ? - spytał zdezorientowany Bartman.
- No jak to jakie rzeczy ! Przecież idziemy na basen !
Zibi stał tak kilka sekund i patrzył na nas pytającym wzrokiem.
- Ty a no prawda ! To ja też idę do siebie.
- To za 15 minut u nas pod blokiem ?
-Ok ! - odpowiedzieli chórem.
Pobiegłam szybko do swojego pokoju i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, co zajęło mi 10 minut. Spotkałyśmy się w przedpokoju z Kamą, ubrałyśmy kurtki i wyszłyśmy przed blok gdzie czekał już Zibi. Poszliśmy spacerkiem zgarnąć Bartka spod jego bloku. Jednak go tam nie zastaliśmy, więc weszliśmy na jego piętro i zadzwoniliśmy do drzwi. W zamian otworzenia usłyszeliśmy tylko jego głos.
- Czekajcie ! Wezmę tylko ręcznik ! - po kilku sekundach w końcu otworzył nam łaskawie drzwi.
- To co ty robiłeś przez ostatnie 20 minut ? - spytałam znudzona.
- No szedłem do domu przecież .
- Tak długo ?
- A no jeszcze do sklepu zaszedłem.
- A co kupiłeś ? - ożywił się Zbyszek.
- A no ... no... Yyy ... nic ?
- Ok , nie wnikajmy w szczegóły.
- No ludzie ... Ale my przecież mieliśmy gdzieś iść. No nie ? - wtrąciła Kamila.
- A no rzeczywiście ! Słuszna uwaga. No więc chodźmy !
Spacerkiem udaliśmy się w stronę basenu. Po naszych obliczeniach (wyższa matma)
wyszło nam że w 10 minut tam dojdziemy. Minęło już prawie pół godziny a my nawet w połowie drogi nie jesteśmy.
- No chłopaki ! Chodźcie szybciej, bo basen zamkną ! - pożaliła się Kamila.
- O tej godzinie ? - spytałam.
- Ciii !
- No poczekajcie jeszcze chwilkę ! Musimy kupić watę cukrową ! - odkrzyknął Bartek.
- Zachowujecie się gorzej niż dzieci ! My idziemy !
- Ej ! No dobra ! Ej dziewczyny ! No czekajcie no !
Podbiegli do nas i oznajmili nam, że my ich nie kochamy. Puściłam tą uwagę mimo uszu i szłam dalej.
- No to foch !- krzyknął za nami Bartek.
W końcu doszliśmy na basen , kupiliśmy bilety i udaliśmy się do swoich przebieralni.
Gdy już się przebrałyśmy , to poszłyśmy pod prysznic. I wreszcie  na basen. A chłopaków nie ma.
-Ty Kamila, a może coś im się stało?- zaniepokoiłam się.
-Im to zawsze się coś dzieje.Dobra idziemy, dojdą. - i dodała już szeptem- kiedyś się znajdą.
Udałyśmy się do jacuzzi. Te bąbelki działały na mnie tak kojąco , że zapomniałam o całym świecie. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i zanurzył w wodzie. Gdy wynurzyłam  się, osobą tą okazał się wspaniałomyślny Bartosz Ka.
- Ty idioto ! Chciałeś mnie zabić ?!
- Nie, przynajmniej trwale uszkodzić - popatrzyliśmy się na siebie i wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Nagle podbiegła do nas Kamila.
- Ej ! Chodźcie z nami na zjeżdżalnie ! Będzie super zabawa ! - Krzyknęła Kamila.
- Taa ! W twoim towarzystwie z pewnością !Dobra chodź, sprawmy jej tą przyjemność.
Weszliśmy schodami na największą zjeżdżalnie po czym ustaliliśmy kolejność : Kamila, Zibi, Bartek i ja. Kiedy przyszła moja kolej zaczęłam zjeżdżać i gdy byłam już w połowie drogi woda przestała lecieć, a ja się zatrzymałam. Stwierdziłam, że to kolejny żart moich przyjaciół i cierpliwie czekałam. Gdy zaczęło mi się robić zimno, bo mieliśmy przecież już listopad, a ja utknęłam w części, która znajdowała się na dworze, doszłam do wniosku, że to jednak nie był żart. Po ok. 20 minutach woda zaczęła lecieć a ja zmarznięta zjechałam dalej. Kiedy już byłam na dole podbiegli do mnie ratownicy z ręcznikiem i przyjaciele, którzy było widać, że są zmartwieni. Gdy ratownik okrył mnie ręcznikiem, spojrzałam na moich przyjaciół i wpadłam w histeryczny śmiech. Ci spojrzeli się po sobie zdziwieni i zdezorientowani, po czym spytali się ratowników czy to normalna reakcja.
- Czy z panią w porządku ? - spytał jeden z nich.
- Nie. Ze mną nigdy nie jest w porządku - i śmiałam się jeszcze bardziej.
- Jej na pewno nic się nie stało ? Może siedziała tam zbyt długo ? Ona się tak nigdy nie zachowuje - przestraszył się Kurek.
- Przez siedzenie w zjeżdżalni przez ok. pół godziny nie może się nic poważnego stać poza zmarznięciem. No ale na ten śmiech ... Nie umiem tego wyjaśnić, to bardzo dziwne - odpowiedział drugi ratownik i po prostu sobie odszedł. Nagle przechodzące obok dziecko ze swoją mamą spytało jej się lekko przestraszone.
- Mamusiu ? A co tej pani jest ? Ona jest chora ? - kiedy owa mama, spojrzała się na mnie, szybkim krokiem odeszła jak najdalej, a ja gdy to usłyszałam, to ze śmiechu aż spadłam z krzesełka, na  którym siedziałam.
- Nie no spoko. Już się ogarniam. Idziemy w końcu do tej kawiarni ? Bo coś zgłodniałam i pić mi się chce - wstałam z podłogi i chciałam pójść, ale kompletnie zapomniałam, że my nadal jesteśmy na basenie. Co się wydarzyło ? Otóż wpadłam sobie do wody. Bardzo szybko wskoczył za mną Bartek i mnie z niej wyciągnął. Chciałam się uspokoić i mu podziękować, ale znowu zaczęłam się śmiać.
Tym razem uspokoiłam się o wiele szybciej. Zibi z Kamilą stali obok i mi się przyglądali z przerażeniem.
- Ej no co się tak patrzycie ? Pośmiać się nie można ?
- Mam świetny pomysł ! Może pójdziemy już do domu ?
- Wstydzicie się mnie ? Nie no spoko ! Idźcie sobie ja tutaj zostanę, poczekam. No sio ! Przyjaciele od siedmiu boleści - dodałam już szeptem i poczułam, ze tracę grunt pod nogami - Kurek ! Postaw mnie idioto ! No Bartek no ! Bo cię walnę zaraz no !
- Jak się nie będziesz rzucać, to pójdzie szybciej - odpowiedział mi całkiem poważnie.
- Co ty chcesz ze mną zrobić ?! - krzyknęłam nieźle przerażona.
- Do przebieralni kochanie.
Już się nie odzywałam, bo stwierdziłam, że nie ma sensu. Kamila wiedziała, że od czasu do czasu mam takie ataki śmiechu z byle jakiego powodu. Suszenie włosów zajęło nam jakieś pół godziny, ubrałyśmy się i wyszłyśmy na korytarz gdzie czekali już chłopaki.
- Chodźcie, idziemy już.
Poszliśmy spacerkiem do domu. Bartek zaproponował abym poszła do niego więc się zgodziłam. Siedzieliśmy u niego w salonie i oglądaliśmy jakąś komedię kiedy on nagle się odezwał.
- Już nigdy nie pójdziemy razem na basen.
- Ok. Sama pójdę.
- A ja cię nie puszczę.
- No a ja się Ciebie posłucham. Dobry żart.
- Gabi, chyba musimy porozmawiać na poważnie.
- Ojej. Mam się bać ?
- Na tym basenie, to naprawdę wszystko było z tobą w porządku ?
- No jak najbardziej. Chyba mnie jeszcze dokładnie nie poznałeś.
- Teraz to ja zaczynam się ciebie bać.
- Nie ty pierwszy Bartuś, nie ty pierwszy.
- Ale ja serio się pytam, brałaś coś ?
-Tak, ale mi już zabrakło i muszę iść do dilera - i dodałam już szeptem - wiesz, moim dilerem jest Kamila, ale jej nic nie mów.
Wstałam z zamiarem wyjścia, ale Bartek zagrodził mi drogę, wziął na ręce, zaniósł do salonu i posadził na łóżku. Przyglądał mi się kilka minut po czym sam się roześmiał. Zaczął mnie łaskotać i dźgać w żebra. Śmiałam się jeszcze głośniej niż na basenie. Robiłby tak dalej, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Oboje się uspokoiliśmy i spojrzeliśmy na zegarek. 22.15. Kogo o tej porze niesie ? Poszliśmy razem otworzyć, a tam policja !
- Dobry wieczór, przepraszam, że przeszkadzam, ale dostaliśmy zgłoszenie o zakłócaniu ciszy nocnej- ziewnął policjant.
- Yyy ... Ale to chyba pomyłka. Przecież tu nawet muzyka nie była włączona, a my jesteśmy sami. Ty Bartek ? Chyba nie uważasz, że to przez mój śmiech ?
- Zgłosiła to ta starsza pani z góry.
- Jak ja tej kobiety nie trawię - dodał Bartek.
- No nie dziwię się. Ostatnio dostaliśmy zgłoszenie od pewnej kobiety, że piętro wyżej dzieje się coś złego dzieje i dochodzą stamtąd jakieś hałasy. Okazało się, ze pies kota gonił - zaśmiał się policjant, szukając czegoś w kieszeni - Mogę autograf ? - wyszczerzył się.
- No pewnie. Ale mam do pana prośbę. Jeśli jeszcze raz dostatnie pan zgłoszenie od tej kobiety, to proszę nie przyjeżdżać.
- Dobrze, ale ja mam jedną radę. Proszę się najlepiej przeprowadzić.
- Rozważę to.
- Jeszcze raz przepraszam, dziękuję i dobranoc.
- Dobranoc !
Zostaliśmy sami i leżeliśmy już w sypialni.
- Wiesz. Ja też mam problem. Nade mną mieszka taka maruda, że czasami mam jej dosyć. I jeszcze często przychodzi do nas na herbatkę. Ma- sa- kra !
- Przecież nad tobą mieszka Zbyszek - mówi zdezorientowany.
- No, to mówię, że maruda.
Bartek zaśmiał się i mnie przytulił.
- Ale ja Cię kocham.
- Wiem, wiem - odparłam i zasnęłam.


W mieszkaniu u dziewczyn:

- Kamila ! Jaki film oglądamy ?
- Nie wiem ! Coś dobrego ! Może dramat albo komedię ?
- Ok.
Poszedłem poszukać jakiegoś dobrego filmu, na którym nie będziemy się nudzić. Nagle mi się przypomniała dzisiejsza sytuacja na basenie i zachciało mi się śmiać i to zrobiłem. Do pokoju weszła Kamila, która patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Też bym się na jej miejscu śmiał, bo to jest bardzo śmieszny widok zobaczyć kogoś kto leży na podłodze i zwija się ze śmiechu.
- Wszystko w porządku ?
- Taa ... Przypomniała mi się sytuacja z basenu.
- To wcale nie było śmieszne. Gdyby jej coś się stało ?
- Ale nieee ... Chodzi o to, jak później zaczęła się śmiać i nie mogła przestać.
- Aaa ... To. No to jeśli o tym mowa to takie coś się jej czasami zdarza.
- Często ?
- Jak ją coś naprawdę rozśmieszy, to tak.
- Trochę się jej boję.
- Nie masz powodów. Czasami ona pomaga. Mówię ci, umie się zacząć śmiać tak nagle, że to jest zaraźliwe.
- Ahaa ... No, to fajnie jest mieć taką przyjaciółkę.
- Oj tak !




Witam ! :)
Wróciłam ! Nie było mnie tutaj dość długo, ale jestem :P Rozdział bardzo wybuchowy :D Powstał on z czyjąś pomocą ;P
Dziękuję mojej przyjaciółce :) Limonkowej ( ksywka powstała na w - f podczas gry w siatkówkę :P ). Gdyby nie ona, to pewnie ten rozdział by się dzisiaj nie pojawił :*
Komentujcie, bo to dodaje sił :) Naprawdę :)
Rozdziały będą się pojawiać w soboty, co tydzień :)
Chyba, że nie dam rady, to Was o tym poinformuję :)
Miłego czytania !
Zibimada :*